O blogu

Salve! Silva Rerum to blog poświęcony zagadnieniom: kultury Europy - dziedziczce wspaniałego Imperium Rzymskiego, krytyce poprawności politycznej, iSSlamu, postmodernizmu, doktrynerstwa w każdej postaci, tudzież lewactwa i rożnej maści innego robactwa....

niedziela, 7 października 2007

Nowa definicja lewaka

Lewakiem nazywamy niedorozwinięty organizm czlekopodobny,pozbawiony rozumu, wyposażony w automat do powtarzania zaklec, sloganów i zabobonów przestarzałych juz od XIX wieku. Typowe objawy niedorozwoju u lewaka to brak umiejętności kojarzenia skutku z przyczynami, niezdolność do liczenia dalej niz trzy i trzy czwarte, oraz wrodzony pociag seksualny do aktualnego obersutenera na Kremlu. Objawy zewnętrzne: czerwony nos od samogonu, kaprawe oczka od kleju
i zaśliniony skręt w dziurawych ząbeczkach. Uwaga: trzymać sie po nawietrznej, lewak zwykle cuchnie ostatnimi trzema kacapami, z którymi uprawiał multi-kulti.

Źródło: forum gazeta.pl

czwartek, 24 maja 2007

Ceterum censeo .....



Zobacz też to


Dalsze istnienie kultury iSSlamu i jej pochodnych plugawi tę planetę, a każdy kto każe je szanować jest skurwysynem niezasługującym na prawa człowieka !

czwartek, 10 maja 2007

Toonophobia

Na każdy anarcho-lewacki ryjek znajdzie się kijek

To włąśnie lubie we francuskiej policji: jak widzi, że ma do czynienia ze zwykłą hołotą to nie ma zmiłuj się - od razu kij na ryj. Mam tylko nadzieje, że na posterunku "popracują" jeszcze nad tym kolesiem.

Mam tylko nadzieję Sarko z równą stanowczością oczyści życie polityczne we Francji z wpływów skrajnej lewicy, której de facto zależy już tylko na ciułaniu głosów wśród imigrantów, islamistów i marginesu społecznego. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy dziedzictwo '68 już dawno uległo erozji. Dlaczego doszło do tego tak szybko? Wynikło to z samego charakteru ruchu, który poza chęcią obalenia "starego systemu" i wiecznego łamania zasad nie proponowało konkretnego, konstruktywego, alternatywnego programu. Poza ogólnikowymi, co prawda szczytnymi, hasłami nie formułowano recept na rozwiązanie wielu szczegołowych problemów.
Dlatego bardzo szybko z siły potępowej przemienił się w bezrefleksyjną reakcję (o co kiedyś oskarżał prawicę - ot chichot historii), która chce nagiąć rzeczywistość do wyznawanej ideologii, wedle której reformy społęczeństwa można dokonać w ciagu zaledwie 3 pokoleń. Jest to oczywisty nonsen, gdyż nie można ot tak zanegować wpływu poprzednich pokoleń na współczensa mentalność. Nie da się wykorzenić ot tak człowieka z pewnych "schematów" w patrzeniu na rzeczywistość a kształtowanych przez wielowiekową kulturę, niezależnie czy owe dziedzictwo postrzegamy jako szkodliwe czy nie.

środa, 11 kwietnia 2007

Fikcja równości

W obecnych warunkach, ogólnie panującej poprawności politycznej, w debacie społecznej jedynymi różnicami miedzy poszczególnymi rasami są tylko kolor skóry i wygląd zewnętrzny. Z drugiej strony, każdy z nas spotyka w swoim otoczeniu ludzi, różniących nie tylko pod względem fizycznym ale też potencjału intelektualnego.Oczywistym wnioskiem płynącym z historii ewolucji gatunku ludzkiego jest, iż wspomniane zdolności umysłowe są bardzo silnie uwarunkowane genetycznie. Potwierdzają to badania genetyczne i antropologiczne.

Wykopaliska wskazują na pojawienie się zaczątków kultury, sztuki i języka na ok. 50 tyś. lat temu, choć pod względem anatomicznym nie różnimy się znacząco od naszych przodków sprzed 200 tyś. lat. Zastawiająca jest koincydencja tych zmian z pojawieniem się trzech genów. Pierwszy z nich - FOXP2 – dopowiada za zdolności językowe. Osoby z jego mutacją mają poważne problemy z rozumieniem mowy i jej artykulacją. W ludzkim genomie FOXP2 pojawił się nie wcześniej niż 50 tys.lat temu w Afryce. Tak więc dopiero ludzie, którzy z niej wywędrowali w tym okresie potrafili w sposób efektywny porozumiewać się. Kolejny gen to MCPH1 odpowiedzialny za wytwarzanie białka zwanego mikrocefaliną wpływającym na wielkość mózgu. Pojawił się on ok. 37 tyś lat temu, akurat wtedy, gdy pojawiło się myślenie symboliczne i magiczne. Ok. 5800 lat temu pojawiła się nowa odmiana genu ASPM, który również reguluje wielkość mózgu. Wtedy to mamy do czynienia z pojawieniem się pierwszych większych miast na Bliskim Wschodzie, które wymagały stworzenia nowego systemu zarządzania i podziału pracy. Pojawiło się też pismo i upowszechniło się rolnictwo. Z kolei na Dalekim Wschodzie w tym okresie zaczynają się kształtować zręby cywilizacji chińskiej. Nowa wersja genu występuje u 10 % ziemskiej populacji, dalsze 50 % posiada jego starą wersję, pozostałe 40 % ma w swoim genomie obie jego wariacje. Nierównomierna propogacja tego genu tłumaczona jest względami geograficznymi utrudniającymi jego "rozprzestrzenienie". Nowa wersja genu rozpowszechniona jest najbardziej wśród Europejczyków i Azjatów. Nie powinno to dziwić, gdyż Europe i Azję łączą wielkie obszary stepowe, które znacznie ułatwiły komunikację i krzyżowanie osobników pochodzacyh z różnych obszarów geograficznych.

Pojawia się pytanie czy potencjał intelektualny jest, pod względem statystycznym, taki sam dla każdej populacji człowieka? W świetle w/w faktów znaczące jest, iż średni iloraz IQ Europejczyków i Azjatów kształtujący się między 100-106 jest o ponad 20-30 punktów wyższy od średniego ilorazu dla ludności o pochodzeniu afrykańskim (IQ 75-85). Jeszcze bardziej intrygujące jest, iż wyniki te nie zmieniły się na przestrzeni 80 lat, mimo polepszenia się warunków życia tej grupy w obrębie społeczeństw Europy i USA. Podobnie nie zaobserwowano większych zmian średniego IQ, w granicach 70-75, dla ludności rasy czarnej mieszkającej w Afryce na przestrzeni wieku. Różnice te przejawiają się w dysproporcjach w wielkości mózgu dla danej rasy: i tak Azjaci mają średnio mózgi o objętości średnio większej od Europjeczyków o 16 cm^3, zaś Afrykanie mniejszą średnio o 82 cm^3. Nie muszę chyba nadmieniać, iż każdy cm^3 zawiera wiele milionów komórek nerwowych.

Jeśli chodzi o Afrykanów i Afroamerykanów przyczyny w różnicach potencjału intelektualnego osobników wywodzących się z tych populacji względem mieszkańców Europy mogą albo trojakiego rodzaju:

1.Po pierwsze mogą być to względy genetyczne związane z innym modelem selekcji naturalnej – inne cechy były promowane przez dobór na terenie Europy i Afryki. W przeciwieństwie do utartych opinii głód na Czarnym Ladzie na dobre zadomowił się dopiero po dekolonizacji. Wynikło to z nieudolności politycznej postkolonialnych krajów jak i z rozrostu populacji Afryki związanego z postępem cywilizacyjnym zainicjowanym przez kolonizatorów (szpitale, podstawowa edukacja). Przed podbojem warunki naturalne nie stymulowały do rozwinięcia się cywilizacji. Pożywienia nie brakowało dla relatywnie niewielkich społeczności łowiecko-zbieracko-rolniczych. Mięso można była dość łatwo zdobyć – dzięki zawartej w nim witaminie D możliwe było utrzymanie mocnej pigmentacji skóry, co jest bardzo ważne w słonecznym i gorącym klimacie. W Europie warunki były znacznie trudniejsze, wymagały lepszej organizacji pracy w celu np. wytworzenia ubioru, organizacji zapasów oraz zaadaptowaniu schronienia na okres zimowy. To kładło ewolucyjną presję na rozwój umiejętności poznawczych a nie tylko na sprawność fizyczną. „Nagromadzony” w ten sposób „potencjał” został skonsumowany na Bliskim Wschodzie gdzie powstały pierwsze cywilizacje.

2. W bliższej perspektywie dysproporcje miedzyrasowe w średnim IQ mogą wynikać także z warunków bytowych na przestrzeni ostatnich 300 lat. Wtedy to mamy do czynienia ze znaczącym urozmaiceniem jadłospisu mieszkańców Europy. Miało to znaczący wpływ na „jakość” potomstwa, gdyż nieodpowiednie żywienie ujemnie wpływa na przebieg ciąży. Najbardziej zaskakujące jest, iż te rozwojowe obciążenia przenoszą się na następne pokolenia. Wynika to, z tego względu, iż niedożywienie płodu płci żeńskiej powoduje zmieszenie się u niego łożyska. Przyszła matka ma więc mniejsze szanse na wydanie zdrowego potomstwa.

3. Niewolnictwo także odcisnęło swoje piętno na Afrykanach wykorzystywanych w Nowym Świecie jako darmowa siła robocza. Wszystkie jednostki przejawiające wrodzone talenty przywódcze i organizacyjne były bezlitośnie eliminowane z populacji niewolników. Wszystkie zachowania mające służyć pogłębieniu integracji ich społeczności i poprawienia warunków bytowania spotykały się z ostrymi represjami. Usuwano w ten sposób z życia tych ludzi wszelkie pozytywne i konstruktywne wzorce postępowania.

W świetle wyżej przytoczonego rozumowania dochodzę, iż równość jest fikcją a wizję Johna Locke’a człowieka jako „tabula rasa” możemy włożyć miedzy bajki. Powstaje więc pytanie jakie wyciągiem z tego wszystkiego wnioski? Czy uprawnia nas to do wprowadzania pewnych form eugeniki w świetle nieproporcjonalnego przyrostu naturalnego w krajach Afryki i wynikającej z tego masowej imigracji do Europy i USA? Myślę, że jeszcze nie. Czy uprawnia nas to do zaostrzenia prawa wobec imigrantów? Jak najbardziej, gdyż w świetle w/w faktów i wobec odmienności kulturowej ich przystosowanie się do warunków panujących w społeczeństwach Zachodnich będzie bardzo utrudnione.

Czy uprawnia nas to do ich eksterminacji ? Oczywiście, że NIE!

niedziela, 1 kwietnia 2007

Hillel Neuer dyrektor organizacji UN Watch o dezycjach Rady Praw Człowieka



Tłumaczenie wypowiedzi:
Sześć dekad temu po przeżyciu horroru nazizmu, Eleanor Roosevelt, Réné Cassin i inne prominentne postacie zgromadziły się tutaj, na brzegu Jeziora Genewskiego, by potwierdzić zasadę ludzkiej godności. Stworzyli Komisję Praw Człowieka. Dzisiaj pytamy: Co pozostało z tego szlachetnego snu? Na tej sesji widzimy odpowiedź. Stojąc przed raportami z całego świata na temat tortur, prześladowań, przemocy wobec kobiet, co ogłosiła Rada, co zdecydowała? Nic. Jej odpowiedzią była cisza. Jej odpowiedzią była obojętność. Jej odpowiedź była przestępstwem. Ktoś może powiedzieć słowami Harry Truman’a, że została ona Nic Nie Robiącą, Do Niczego Nie Przydatną Radą. Czy jednak to byłaby prawda. Ta Rada, mimo wszystko zrobiła coś.Wprowadziła jedną rezolucję za drugą potępiając jeden kraj: Izrael. W ośmiu oświadczeniach – a będą jeszcze trzy w tej sesji – Hamasowi i Hezbollachowi przyznano bezkarność. Cała reszta świata – miliony ofiar w 191 krajach – jest ignorowana.Więc tak, ta Rada zrobiła coś. I wszyscy bliskowschodni dyktatorzy, którzy grają w orkiestrze tej kampanii powiedzą, że to jest bardzo dobra rzecz. Że oni chcą chronić prawa człowieka, prawa Palestyńczyków. Więc również, rasistowscy mordercy i gwałciciele kobiet z Darfuru powiedzą nam, że troszczą się o prawa palestyńskich kobiet; okupanci Tybetu troszczą się o okupowanych; a rzeźnicy muzułmanów w Czeczenii troszczą się o muzułmanów.Jednak czy ci samozwańczy obrońcy naprawdę troszczą się o prawa Palestyńczyków?Rozważmy kilka poprzednich miesięcy. Ponad 130 Palestyńczyków zostało zabitych przez palestyńskie siły. To jest trzy razy więcej niż całkowita liczba, która była pretekstem zwoływania sesji przeciwko Izraelowi w lipcu i listopadzie. Teraz orędownicy palestyńskich praw – Achmadineżad, Assad, Kaddafi, John Dugard – nie mówią nic. Mały 3-letni chłopiec Salam Balousha i jego dwóch braci zostali zabici w samochodzie przez oddziały premiera Haniveh. Dlaczego Rada wybrała milczenie? Ponieważ nie można winić Izraela. Ponieważ, prawdę mówiąc, dyktatorzy, którzy przewodzą tej Radzie nie mogą troszczyć się już mniej o palestyńskie ani o żadne inne prawa człowieka. Szukają sposobów by demonizować izraelską demokrację, by zdelegitymizować żydowskie państwo, by zrobić z żydów kozła ofiarnego. Chcą również czegoś więcej: wypaczyć i zdeprawować język i ideę praw człowieka.
Pytacie: Co stało się ze snem założycieli? Okropne kłamstwa i odwrócona moralność, obracają go w koszmar.

Rada Praw Człowieka ONZ przyjęła uchwałę przeciwko obrazie religii

" Genewa: Islamskie kraje przepchnęły dzisiaj rezolucję w Radzie Praw Człowieka ONZ, w której nalegają na globalny zakaz publicznego zniesławiania religii. Jest to odpowiedź na opublikowane w duńskiej prasie w roku 2005 karykatury Mahometa. Zaproponowane przez Organizację Konferencji Islamskich stwierdzenie nazywało to kampanią przeciwko mniejszością muzułmańskim i religii islamu po 11 września 2001. Rezolucja, której sprzeciwiły się europejskie państwa i państwa niemuzułmańskie „wyraża głębokie zaniepokojenie identyfikowaniu islamu z terroryzmem, przemocą i łamaniem praw człowieka.” Nie wspomina się o buddyzmie, chrześcijaństwie, hinduizmie ani judaizmie, ani jakiejkolwiek innej religii poza islamem. Rezolucja została przyjęta 24 głosami do 14 sprzeciwiających się z 9 nieobecnymi. Kanada, Japonia, Południowa Korea dołączyły do europejskich krajów, głównie krytykując zbytni fokus na islamie oraz niezgodność z podstawowymi prawami takimi jak wolność ekspresji. W Radzie Praw Człowieka dominuje 17 krajów muzułmańskich, które tworząc sojusze z Chinami, Kubą, Rosją i większością afrykańskich członków osiągają zwykle większość. W tej samej kwestii w roku 2006, Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy przyjęło rezolucję, w której broni wolności słowa rozumianej nawet jako prawo do obrażania grup społecznych, lub całych wycinków populacji. "
Zródło: islam.info


Nie wiem jakim cudem udało sie tej pustynnej dziczy zdobyć przeważającą pozycje w Radzie Praw Człowieka ? Kwestie będące przedmiotem prac tego typu komisji sa tak newraligiczne, iż "rozkład sił" w niej powinien być w miarę jednorodny. Nie może być tak aby kraje z jedenego kręgu kulturowego, z reszta bardzo w tych sprawach zacofanego, narzucały swoją wizję praw człowiek. Osobiście uważam, iż kraje europejskie powinny przeforsować rozwiązanie tej rady w obecnym składzie i stworzenie nowych zasad wyboru reprezentantów do niej. Jeśli nie uda się tego zrealizowac jednynym słusznym krokiem jest wycofanie sie z prac w tej radzie, tak jak to zrobiły Stany Zjednoczone.




środa, 28 marca 2007

Muzułmański głos rozsądku ???

Bajka dla dzieci....



Ta animowanka dla dzieci została wyemitowana przez irańską telewizję 28 października 2005. Nie powinno więc dziwić nas twierdzenie, że społeczeństwo irańskie jest silnie sfanatyzowane skoro przyzwala na coś takiego... a tłumaczenia, że tylko garstka fundamentalistów sieje nienawiść można sobie wsadzi głęboko w odbyt...tak głeboko aż zsinieje. Zapewne wizyta u proktologa będzie niezbędna.

poniedziałek, 26 marca 2007

Policzek lewackiemu smakowi - czyli Pyta.pl



Przy pozycji 4:17 umieszczona została krótka wymiana zdań z panem Biedroniem, (prezesem Kampanii Przeciw Homofobii), choć nie jestem pewien czy można go nazwac panem ;]

środa, 14 lutego 2007

Koniec Zachodu

Huntington kontra Fukuyama

Ryszard Legutko

O AUTORZE:
Filozof polityki, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor m.in. książek "O czasach chytrych i prawdach pozornych", "Złośliwe demony", "I kto tu jest ciemniakiem", "Frywolny Prometeusz", "Spory o kapitalizm", "Nie lubię tolerancji"

O Fukuyamie i Huntingtonie, autorach najgłośniejszych esejów ostatnich lat, mówiono raczej źle. Było to o tyle łatwe, że mało kto dokładnie czytał ich teksty, a zdecydowana większość znała tylko ich tytuły. Francis Fukuyama jawił się więc jako ktoś wyjątkowo niemądry, głoszący koniec historii, co miało oznaczać, że po upadku komunizmu ustaną konflikty i że nic gwałtownego się nie wydarzy. Niemal każdy publicysta uznawał za stosowne powiedzieć coś cierpkiego o tej tezie i zdystansować się od - jak wyraził się jeden z wybitnych polskich autorów - "tego amerykańskiego durnia o japońskim nazwisku". O Huntingtonie pisano nieco oględniej, bo tytuł jego eseju bardziej zgadzał się z potocznymi intuicjami.

Trzy wersje końca historii
Co takiego napisał Fukuyama? Przede wszystkim wyszedł z poprawnego - moim zdaniem - założenia, iż upadek komunizmu nie jest zwykłym wydarzeniem, lecz może oznaczać kres wielkiej polityczno-intelektualnej przygody, która od wielu wieków kształtowała zachodnią wyobraźnię. Ten kres można by nazwać końcem historii.
Koniec historii oznacza, po pierwsze, koniec żywota takiego sposobu myślenia, który procesy historyczne ujmował przez dążenia rozmaitych grup do uznania swojej podmiotowości. Komunizm powstał jako ruch na rzecz upodmiotowienia proletariatu, a w konsekwencji całej ludzkości. Skończyło się to katastrofą, natomiast w tym czasie wszystkie grupy w społeczeństwach zachodnich takie uznanie zdobyły, a każdej nowej grupie takie uznanie jest relatywnie łatwo zyskać. Stąd nie ma już siły politycznej - rzeczywistej lub wyobrażonej - która mogłaby dać procesom historycznym nowy impuls.
Po drugie, koniec historii oznacza - i to jest konsekwencja pierwszego - że zachodnie społeczeństwa nie dysponują już jakąś wyraźną wizją przyszłości, ideałem, do którego trzeba by dążyć, i który mobilizowałby energię polityczną grup, partii czy przywódców. Idea powszechnej równości nadal dominuje w myśleniu polityczno-moralistycznym, ale nie wiąże się to z podobnie wielkim ruchem ideologicznym, jak to było w wypadku socjalizmu i komunizmu. Feministki i działacze homoseksualni pragną wprawdzie przenicować nasze umysły i obyczaje, radykalni ekolodzy mają też równie ambitne plany, lecz żaden z tych ruchów ani nie ma tak dużego potencjału politycznego, ani nie mami nas ideą jakiegoś dramatycznie nowego porządku, do jakiego ludzkość winna dążyć.
Po trzecie wreszcie, w zachodnich społeczeństwach dokonuje się proces integracyjny, w wyniku którego powstaje biurokratyczna struktura ponadmiędzynarodowa. Struktura ta poniekąd zamyka horyzont polityczny dążeń jednostkowych, grupowych i państwowych. Marzenia o uniwersalistycznym bycie politycznym też zatem się urzeczywistniło, a w każdym razie Europa zaszła tak daleko w tym kierunku, iż determinuje to jej polityczne dzieje na dłuższy okres. Ów byt stanowi więc obecnie - i zapewne jeszcze dość długo - swoisty kres politycznych aspiracji.

Ostatni człowiek Nietzschego-Platona
Do trzech sensów końca historii Fukuyama dodał czwarty, dotyczący już nie samego wyobrażenia historii, ale człowieka, który w niej żyje. Jest nim - autor posłużył się określeniem Fryderyka Nietzschego - ostatni człowiek. Nietzsche pisał o nim, iż "wszystko czyni małym", i że ostatni ludzie "są mądrzy i wiedzą o wszystkim, co się zdarzyło: nie ma więc końca drwinom". Wśród takich ludzi "zdarzają się jeszcze kłótnie, ale wkrótce nastaje zgoda - inaczej psuje się żołądek". Fukuyama odwołał się także do Platona, pisząc, iż dusza współczesnego człowieka staje się coraz bardziej nastawiona na pożądania i przyjemności, natomiast coraz mniej animowana aspiracjami wielkości i godności. Z jednej strony, tłumaczy to ogólnie pokojowe, pojednawcze i poczciwe nastawienie do świata, a z drugiej, wskazuje na znijaczenie i miałkość. Stabilizacja, dostatek i liczenie się z innymi to jedna strona medalu, druga to przeciętność, kult wygody, przyzwyczajenie do konsumpcji i gloryfikacja miernoty. Zamiast ideału wielkości i godności, który w przeszłości zrobił wiele dobrego, ale i wiele złego, mamy pojednawczość i dążenie do wzajemnej korzyści. Człowiek współczesny chce raczej być akceptowany przez innych, niż gardząc innymi, stawiać przed sobą wielkie cele.
Fukuyama nie był pierwszy. Za swoich poprzedników uznaje on Hegla (podobne nadzieje wiązał on z procesem tworzenia się nowoczesnego państwa napoleońskiego) oraz ekscentrycznego rosyjsko-francuskiego heglistę Aleksandra KojeveŐa. Ten ostatni dostrzegał koniec historii w powstaniu wielkich ponadnarodowych struktur biurokratycznych w Związku Radzieckim Stalina oraz w procesach integracyjnych Europy Zachodniej, którym sekundował i na które wpływał ze strony francuskiej jako szara eminencja. Kojeve zarysował także coś w rodzaju koncepcji ostatniego człowieka, pisząc, iż w nowej rzeczywistości europejskiego państwa oraz osiągnięcia powszechnego uznania ludzie będą się zajmowali przede wszystkim "sztuką, sportem i erotyką", przy czym pod słowem "sztuka" nie rozumiał ogólnego zainteresowania poezją, muzyką i malarstwem, ale raczej uprawianie ogródków, modę i rozrywkę.

Koniec historii i polska dusza
Czy świadomość europejska, a zachodnia w ogólności, jest rzeczywiście świadomością pozbawioną przyszłości, zaś pośrednio pozbawioną historycznego wymiaru? Odpowiedź twierdząca, jak każde wielkie uogólnienie, może się spotkać z licznymi kontrprzykładami. Myślę, iż w istotnym i niebanalnym zakresie jest to odpowiedź prawdziwa, a w każdym razie od czasu publikacji Fukuyamy nie zdarzyło się nic, co by pozwalało jej kategorycznie zaprzeczyć.
Demokratyzacja oraz integracja stanowią dziś podstawowe i ostateczne punkty odniesienia dla wielkiej rzeszy Europejczyków. Nikt o tym nie wie lepiej niż Polacy. Nasze doświadczenie historyczne było wyznaczone przez ideę niepodległości, ideę komunizmu, a potem przez ideę wyzwolenia się od komunizmu. Gdy to się udało, skończyły się wielkie dążenia, a poza demokracją i integracją nic innego nie zaprząta naszych umysłów i nic innego nie znajduje się w naszym wyposażeniu duchowym. Kto sugerowałby dzisiaj jakieś inne cele, jakąś inną wizję przyszłych dziejów, tego potraktowano by jako niebezpiecznego fantastę, oderwanego od rzeczywistości oraz od wartości wspólnych dla cywilizowanego świata. Polska dusza stanowi bodaj najdobitniejszą ilustrację końca historii, dlatego jesteśmy ostatnim krajem, w którym naigrawanie się z Fukuyamy miałoby realne uzasadnienie. Pod tym względem Polacy tylko niewiele się różnią od innych narodów. Krytycy Fukuyamy zżymali się na jego nadmierny heglizm (zapewne słusznie), krytykowali wiele szczegółowych myśli (zazwyczaj słusznie), ale żaden z nich nie wskazał, jakie wizje historii są dzisiaj rozważane jako alternatywne i jakich mają proroków.

Pożytki z Huntingtona
Teza Samuela P. Huntingtona jest pod pewnym względem dopełnieniem, a nie - jak się powszechnie twierdzi - przeciwieństwem tezy Fukuyamy. Skoro zachodni świat znajduje się u kresu wielkiej przygody, zamieszkały jest przez zadowolonych z siebie ostatnich ludzi, to rzecz jasna, iż podstawowe konflikty muszą się przenieść poza ten świat. A Huntington twierdzi właśnie, że owe konflikty rozgrywają się dziś między cywilizacjami, a nie między państwami czy narodami. Jeśli przywołamy konflikt islamsko-zachodni, to teza Huntingtona będzie uderzająco trafna.
Niestety, w szczegółach teza Huntingtona ma zbyt wiele luk, znacznie więcej niż twierdzenia Fukuyamy. Nie jest jasne pojęcie cywilizacji. Nie są oczywiste ani granice, jakie między nimi rysuje uczony, ani przyczyny ewentualnych konfliktów między niektórymi z nich. Wyjątków w tym obrazie jest zbyt wiele, podobnie jak zbyt liczne są zastrzeżenia, również te czynione przez samego autora, by uznać koncepcję Huntingtona - tak jak można to zrobić, według mnie, z koncepcją Fukuyamy - za istotny klucz do zrozumienia współczesności.
W swoim trzonie cała koncepcja ta spełniła jednak swoje zadanie, zwracając uwagę architektom amerykańskiej polityki zagranicznej - dla nich wszak został napisany pierwotny esej - na nowe, trudne do zracjonalizowania w świetle zachodnich standardów, przyczyny wrogości wobec Zachodu, a Ameryki w szczególności.
Kiedy Zachód stał się obiektem ataku islamistów, odezwały się niemal natychmiast głosy - w miarę upływu czasu coraz donośniejsze - iż agresorem nie był wcale islam, lecz islamscy ekstremiści. Islam jako formacja społeczna i światopoglądowa jest w istocie - mówiono - pokojowy, tolerancyjny, a nawet prozachodni. Nie wiadomo, ile w takich opiniach było samomistyfikacji i politycznej poprawności, a ile wykalkulowanej ostrożności. W każdym razie dzięki tezie Huntingtona można było ów pogląd odrzucić, domniemując z dużą dozą słuszności, iż obecny konflikt nie rozgrywa się - jak twierdzą liczni Europejczycy i Amerykanie - między arabskimi radykałami i amerykańskimi neokonserwatywnymi jakobinami, lecz ma głębokie podłoże społeczne i religijne. Tym samym sposób prowadzenia wojny i ewentualne zwycięstwo są zadaniami znacznie trudniejszymi niż w konfliktach tradycyjnych (dodajmy, iż sam Huntington był przeciwnikiem ataku na Irak).

Świat ostatniego człowieka
Huntington sugeruje, iż jest coś takiego jak mocna tożsamość cywilizacyjna Zachodu i jego odrębności od innych cywilizacji. Jego przeciwnicy twierdzą, że to jest o tyle nieprawda, iż Zachód stanowi twór różnorodny. Ale przecież można atakować Huntingtona z innej strony. Może nie różnorodność, ale raczej brak zróżnicowania stanowi czynnik kluczowy. Jeśli Fukuyama ma rację w swojej tezie o ostatnim człowieku, to mocne poczucie cywilizacyjnej odrębności należy uznać za coś nienaturalnego - ostatniemu człowiekowi będzie raczej go brakowało. Islamiści mogą atakować Zachód, a Zachód wcale nie musi się uważać za zaatakowany przez islam, lecz może uważać, że to ledwie pewna niewielka grupa zaatakowała inną niewielką grupę, na przykład arabscy ekstremiści amerykańskich imperialistów. Cywilizacja ostatnich ludzi będzie raczej się starać wchłaniać islam w swoją politykę powszechnego uznania i równości, oferując krajom arabskim coś w rodzaju światowego multikulturalizmu zamiast cywilizacyjnego starcia. Pojednawczość, kompromis, wzajemne ustępstwa, wspólne korzyści - taki stosunek do przeciwników byłby bardziej zgodny z naturą ostatniego człowieka.
Niechęć do cywilizacyjnego starcia, którą obserwujemy w dzisiejszych społeczeństwach pokazuje, iż diagnoza Fukuyamy broni się dobrze. Pośrednim potwierdzeniem tego są poglądy Huntingtona wygłaszane w ciągu ostatnich kilku lat, już po opublikowaniu książki o cywilizacyjnych konfliktach. Upraszczając, sprowadzają się one do troski o cywilizacyjne rozmycie Zachodu, szczególnie Ameryki. Autor stał się jednym z bardziej zdecydowanych krytyków mulikuluralizmu w swoim kraju. Szczególną burzę wywołał jeden z rozdziałów jego ostatniej książki, w którym rozważa się zasadnicze przemiany demograficzne i dramatycznie rosnącą liczbę latynoskich imigrantów. Czy Ameryka zbudowana na angielskiej i protestanckiej kulturze będzie tą samą Ameryką, gdy zmieni się jej demograficzny obraz? To pytanie warte namysłu, ale zostało ono fatalnie przyjęte, jako wyraz - posługując się językiem Fukuyamy - ideologii antyuznaniowej. Jeśli jednak, idąc tropem Huntingtona, Ameryka zmierza do rozstania się ze swoją kulturową tożsamością, to cóż powiedzieć o całym Zachodzie?
Czy idea zachodniej cywilizacji, skonfliktowanej z innymi cywilizacjami, nie jest zatem tylko jakąś konserwatywną fantasmagorią, odległą od faktycznego społecznego doświadczenia? Być może - i tutaj nie mamy pewności - w naszym świecie dzieją się rzeczy, które względnie mocne ujęcie cywilizacji zachodniej czynią anachronicznym. Bo jeśli rację ma Fukuyama, to nawet gdyby taka jedność dawała się odkryć, to ostatni człowiek nie będzie jej dostrzegał, a gdy się mu ją wskaże, odrzuci ją z irytacją jako sprzeczną z tym, co uważa za najbardziej naturalne ludzkie pragnienia. Konfliktu cywilizacyjnego nie będzie, bo on nie życzy sobie jego istnienia.

Koniec Zachodu [w:] Tygodnik "Wprost", Nr 1157 (06 lutego 2005)

wtorek, 6 lutego 2007

"Bismi-llahi al-Rahmani al-Rahimi ..." - "W imię Boga litościwego i miłościwego ..."


Oto prawdziwa natura iSSlamu:

Obcinanie rąk i nóg

Kamienowanie

Lejąc gorącym moczem na Koran...czyli jak arabscy apostaci postrzegają iSSlam

"Mankind’s biggest challenge: Today the humanity is facing a great danger. Islamic fundamentalism is on the rise and the hatred is brewing in the minds of millions of Muslims. This hatred must be contained or there would be disastrous consequences. We believe that the education is the only answer. Muslim intellectuals must realize that Islam is a false doctrine and they must let the rest of Islamic world know the truth. Islam is a religion that thrives on the arrogant assumption that it is the most logical, the most scientific and the most perfect religion. While the fact is that it is the stupidest doctrine — the most backward and absurd belief. Once the truth about Islam becomes common knowledge, it will be weakened and the Islamic fanaticism will lose its fangs. Hundreds of billions of dollars are being expended to combat Islamic terrorism, yet no effort is made to contain the ideology behind this terrorism. It is our belief that Islamic terrorism will not be eliminated unless and until the ideology behind it is exposed and eradicated. This is what we intend to do."

The Apostates of Islam

Euroschizofrenia

Jak donosi "Dziennik":
"Dziś w Mediolanie ma zapaść decyzja w sprawie wystawienia listów gończych za 26 agentami amerykańskiego wywiadu podejrzanymi o udział w uprowadzeniu mieszkającego we Włoszech Egipcjanina (...)Abu Omara. Ten islamski duchowny przebywał we Włoszech jako azylant od lat 80. Uciekł z rodzinnego Egiptu, bo był członkiem nielegalnej organizacji islamskich fundamentalistów (...) Głoszenia swoich poglądów nie zaprzestał we Włoszech, gdzie znano go z wygłaszania wojowniczych kazań w mediolańskim meczecie".

Artykuł ten obrazuje do jakiego stopnia Europa zagubiła się w swojej politycznej poprawności. Z jednej strony chce zwalczać terroryzm, z drugiej wydaje sie nie zauważać oczywistej prawdy: Otóż aby wygrać z tak dobrze zakamuflowanym wrogiem, działającym na styku legalnych organizacji społeczno-religijnych, pewne demokratyczne pryncypia należy ograniczyć. Wspomniana akcja agentów CIA oczywiście nie powinna miec miejsca bez zgody władz cywilnych i wojskowcyh Włoch. Sam jednak czyn porawania niebezpiecznego fundamentalisty nie wydaje mi sie zbyt naganny, choć jego działalność na pierwszy rzut oka mogłaby wydawać się zgodna z literą prawa.


"(....) CIA naraziła się także Niemcom. Chodzi o przypadek urodzonego w Libanie obywatela Niemiec Khaleda el-Masriego. Został on zatrzymany przez CIA w Macedonii pod koniec 2003 r. W więzieniu w Afganistanie był torturowany i oskarżany o odpowiedzialność za zamachy z 11 września. Potem okazało się, że pomylono go z kimś innym. 1 lutego tego roku prokurator August Stern z Monachium złożył wniosek o wystawienie 13 listów gończych za amerykańskimi agentami(....)"

No coż gdzie drwa rąbią tam wióry lecą..... ale sam fakt wydaje się niepokoić co do rozeznania amerykańskich służb specjalnych w środowisku muzułmańskiej ekstremy....

poniedziałek, 5 lutego 2007

Znowu drą pyska...

Jak podaje PAP i "Rzeczpospolita":
"Szef irańskiej dyplomacji Manuszehr Mottaki [na zdjeciu ten od lewej] zaproponował zmiany w strukturze ONZ poprzez przyznanie krajom islamskim prawa weta w oenzetowskiej Radzie Bezpieczeństwa. Przemawiając w czasie modlitwy w meczecie w Teheranie Mottaki podkreślił, że 'obecna struktura ONZ, która przewiduje stosowanie prawa weta (tylko) przez niektóre państwa, jest niesprawiedliwa'. - Ta sytuacja powinna jak najszybciej się zmienić - oświadczył minister spraw zagranicznych. Zaproponował więc, by w Radzie Bezpieczeństwa prawo weta przyznać krajom islamskim działających przy Organizacji Konferencji Islamskiej (OIC), szczególnie w kwestiach dla nich ważnych i dotyczących ich interesów"

Bezczelność tych kozojebców przekracza już wszelkie granice! Jak mogą rządać dla siebie przywilejów w ONZ skoro nawet większość krajów cywilizowanych i demokratycznych Europy oraz Azji ich nie ma?! Zbyt powszechne prawo weta doprawoadziłoby do całkowitego paraliżu tej organizacji. Jak widać muzułom nie zależy na sprawnym funkcjonowaniu ONZ. Z resztą byłoby to im na rękę....mogliby być wtedy zupełnie bezkarni.

Ceterum censeo .....

Im bardziej zagłębiam się w raport Amnesty International o prawach człowieka w Arabii Saudyjskiej tym bardziej utwierdza mnie to w przekonaniu, iż kulturę iSSlamu trzeba zniszczy - wszelkimi możliwymi sposobami. Oczywiście nie chodzi tu o "zbawienie" bliskowschodnich społeczeństw, gdyż są one niereformowalne - ich strukture i podwalini trzeba po prostu zetrzeć z powierzchni ziemi gdyż szpecą ten piękny świat.

niedziela, 14 stycznia 2007

"Terence widziałem twoich rozdziców - fajni faceci" .... czyli co w dupie chlupie.

Zawsze byłem daleki od homofobicznych pogłądów: nie przeszkadzało mi dopuszanie przez prawo związków homoseksualnych etc, ale ostatnio zaczyna mnie niesmaczyć ostentacyjne lansowanie homoseksualizmu jak czegoś lepszego od bycia "heterykiem". Szczegołnie razi mnie zgoda na adopcję przez pary homoseksualne dzieci. Problem jest w tym, iż takie środowisko w którym będą one wychowywane może doprowadzić do wytworzenia sie w nich swego rozdzaju konfuzji, dezorientacji i poźniejszych problemów związanych z określenie swojej seksulaności. Niestety tych wątpliwości nie widzą zaslepienie swoją ideologią lewacy. Przykładem moze tu być
Holandia:



PS: Może jeszcze będą spiewać o tym jak tatusiowie robią braciszka? :P
Ciekawe, którędy by wyszedłby ów braciszek na świat, bo napewno nie z brzuszka....prędzej z dupy :P

Kebab

Jak mówi Koran, wszystko co robi muzułmanin powinien to czynić na chwałę Allaha - za to czeka go wielka nagroda w niebie. Dlatego nawet szafot nie jest dla fundamentalistycznego terrorysty żadną karą. Coż więc przerażającego można mu uczynić aby ostudzić jego zapał w szybkim dostaniu się do rajskiego burdelu z full wypaśnym inwentarzem 80 pięknookich kurew? Kluczem jest tu pochówek, który zgodnie z iSSlamską tradycją musi sie odbyć w odpowiednim, godnym miejscu a ciało nie może być skremowane - w przeciwnym wypadku scierwojad nie załapie sie na wieczysztą orgietkę. Ano więc wystarczy takiego delikwenta-kozojebcę nabić na pal (stara dobra polska i turecka tradycja), wcześniej zaszywając go w świńską skórę i powoli opiekać na wolnym ogniu - żywcem. Po godzinie kebab gotowy....
Kara śmierci dla tego rodzaju terrorystów musi być okrutna aby powstrzymać innych od tego typu działalności.

Mieszając gówno w bliskowschodnim nocniku...

Od paru ładnych lat słyszymy zewsząd krytykę interwencji USA w Iraku. I tu muszę sie zgodzić ale nie z argumentami na jej poparcie. Mam w dupie to ilu amatorów wielbłądziego mleka skończyło jako przypiekane pustynnym żarem ścierwo. Nie rusza mnie ile małych arabskich łebków dostało headshota za rzucenie kamieniem tudzież granatem w amerykańskiego żołnierzą. Powtórka "Pustynnej Burzy" była niesłuszna z zupełnie innych powodów.
Głupotą ze strony Amerykanów było obalenie Husajna. Koleś nie miał w 2003 już broni masowego rażenia. W dodatku nadal można byłoby nim "kręcieć" przeciw Iranowi, który jest znacznie większy obszarowo, ludniejszy i groźniejszy niż Saddam, jako, że jest to panśtwo fundamentalistyczne. Natomiast Irak był świecką dyktaturą, w której tępiono wszelkie oznaki ektremizmu religijnego. Gdyby Ameryka wspomogła ekonomicznie Saddama po wojenie 1980-1988 nie byłoby inwazji na Kuwejt ani obecnej zadymy na Bliskim Wschodzie. Dobrym posunieciem mogłoby być też obalenie Husajna w 1991, korzystając z powstania jakie wtedy wybuchło przeciwko temu dyktatorowi. Jednakże nie było ku temu "woli politycznej" - Waszyngton myślał, że "wypnie się" na swoje wiernego sukinsyna z Bagdadu a on mimo to bedzie szarpał sie z Iranem. Dlatego zostawili go u władzy mimo, iz "Pustynna Burza" dawał 100% pewną okazję zdejcią tego rzeźnika ze stołka. W efekcie brak jest silnej przeciwwagi dla Iranu w tym regionie. Oczywiście jest jeszcze Izrael ale ze względu na swoją specyficzną sytuację geopolityczną jego ewentualna "akcja" przeci ajatollahom z Teheranu byłaby bardzo problematyczna.

Tak czy siak widać, że w Biały Domie zapomniano o starym powiedzonku: "Skurwysyn - ale NASZ skurwysyn ..."

PS: Oczywiście konszachty z totalitaryzmami powinny być pietnowane ale Ameryka nawet w nich nie jest konsekwentna...czego efektem jest wielki bliskowschodni bajzel...

Krótko o genezie konfliktu palestyńsko-izraelskiego

Geneza tego krawego konfliktu sięga I wojny swiatowej, kiedy to rząd Jej Królewskiej Mości postanowił wesprzeć ruch syjonistyczny w celu pozyskania ochotników w Europie i na Bliskim Wschodzie do walk przeciwko Imperium Ottamanskiemu. Jednocześnie obiecywano Arabom,w zamian za udział w działaniach wojennych, stworzenie na jego ruinach jednolitego państwa obejmującego: Syrię, Liban, Palestynę, Półwysep Arabski, Transjordanie i obecny Irak. Umowy oczywiście nie dotrzymano. Po zakończniu wojny ziemie te zostały przez Ligę Narodów przekazane formalnie jako mandat Francji i Wielkiej Brytanii. W reczywistości jednak w/w tereny stały sie koloniami (tzw. układ Sykes-Picott). Walki wewnętrzne miedzy Fajsalem a domem Saudów doprowadziły do rozbicia wewnętrznego Arabów a przez to niemożności przeciwstawienia się ustaleniom wielki mocarstw. Pomimo udanego rozbioru Imperium Ottomańskiego Anglia nie wycofała się z poparcia dla idei stworzenia żydowskiej siedziby narodowej w Palestynie, nawet w obliczu pewnych niepokojów jakie budziła duża imigracja Żydów na te tereny. Zapewne sądzono, iż w ten sposób umocnią sie wpływy brytyjskie w tej czesci bliskiego wschodu. W pierwszych latach po II wojnie światowej wzmogła się kolonizacja żydowska w Palestynie. Przy wsparciu finansowym z Ameryki i Europy imigranci powoli zmieniali ten jałowy i zacofany ekonimicznie kraj: budując fabryki i zakładając kibuce (spółdzielcze gospodarstwa rolne) na wykupywanych od miejscowej ludności arabskiej nieużytkach. Arabowie widząc, iż nowoczesne metody agrotechniczne i organizacyjne przeminiły leżące dotychczas odłogiem ziemie w przynoszace spory plon grunty orne zaczeli domagac sie rekompensat a nawet zwrotu tychże terenów. Mnożyły sie akty przemocy - dochodziło do gwałtów i linczów na ludnosci żydowskiej. Na reakcje zwrotną nie trzeba było długo czekać. Żydzi postanowili, iż drugiego holocaustu nie bedzie....chodźby to miało oznaczać holocaust Palestyńczyków (i za to podziwima ten naród). Resztę tej "historii" znamy z telewizji....