O blogu

Salve! Silva Rerum to blog poświęcony zagadnieniom: kultury Europy - dziedziczce wspaniałego Imperium Rzymskiego, krytyce poprawności politycznej, iSSlamu, postmodernizmu, doktrynerstwa w każdej postaci, tudzież lewactwa i rożnej maści innego robactwa....

czwartek, 11 grudnia 2008

Globalne ocieplenie nową religią?

Właśnie jako nową religię, teorię globalnego ocieplenia szerzoną przez Ala Gore'a oraz IPCC, nazwał laureat nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, Ivar Giaever. Podobnie sceptyczne poglądy wyraziło też ponad 650 innych wybitnych naukowców z zamieszczonej listy. Padają też określenia, takie jak "oczywiste kłamstwo" czy "największy skandal naukowy w historii". Ile czasu jeszcze minie, zanim Al Gore zajmie w historii należne mu miejsce, obok Trofima Łysenki? Jak długo jeszcze gospodarki państw zachodnich będą niszczone przez kłamstwo, które przy wsparciu polityków oraz milionowych dotacji, udaje prawdę?

poniedziałek, 8 grudnia 2008

"Gnostycyzm" w praktyce

Bardzo krzepiąco działa na człowieka gdy wie, iż nie jest osamotniony w poglądach. Dziś takiego wsparcia doświadczyłem czytając artykuł p. Gwiazdowskiego pt.: "Gnostycyzm ekonomiczny", w którym na konkretnym przykładzie myślenia elit ekonomicznych pokazano ich związek z gnostyczną wizją świata. Przejawia się ona m.in. w kreowaniu aury boskości otaczającej różnej maści specjalistów i ekspertów, którzy w poczuciu nieomylności oderwali się od rzeczywistych problemów gospodarowania twierdząc, iż wielki sukces ekonomiczny można zbudować na manipulacjach cyframi, słupkami i "odpowiednim księgowaniem". Konsekwencją takiego sposobu myślenia jest obecny kryzys, który wzmocnić może pozycję kolejnej "ekonomicznej sekty" keynsistów.

niedziela, 30 listopada 2008

BOOM-baj

Według najnowszych doniesień w walkach z terrorystami, którzy zaatakowali hotele Oberoi i Taj Mahal w Bombaju zginęło 15-20 napastników. Według jednak naocznych świadków (jak chociażby uratowanego z masakry Dariusza Sobiczewskiego) było ich ok. 50. Z ich relacji wynika, iż byli oni bardzo dobrze wyszkoleni a ich sposób poruszania się i taktyka walki wskazuje na służbę w formacjach specjalnych. Według słów w/w p. Sobiczewskiego na godzinę przed zamachami przed hotelem Oberoi pojawił się szef służb specjalnych Indii. Co więcej, jak podaj portal tvn24, władze indyjskie i dyrekcja wiedzieli o planowanych zamachach. Dlaczego więc domniemanego celu ataku nie otoczono kordonem wojska, policji oraz nie sprowadzono antyterrorystów? Jak sugeruje uratowany z hekatomby Polak (z wykształcenia politolog!) zamach przeprowadziły służby specjalne Pakistanu w celu kompromitacji demokratycznie wybranego prezydenta aby uniemożliwić mu zaostrzenie kontroli nad nimi. Oczernienie Pakistanu było też na rękę skonfliktowanym z nimi na tle sporu o Kaszmir Indii. Oczywiście sytuacji tej nie należy ekstrapolować na wydarzenia z 11 września 2001. Nawet zignorowanie przez służby specjalne USA informacji o planowanym zamachu można wytłumaczyć tym, iż w Ameryce nie było większych ataków terrorystycznych od 1995 r. - czujność decydentów została uśpiona. Tymczasem w Indiach do zamachów pochłaniających kilkadziesiąt i więcej ofiar śmiertelnych dochodzi co kilka miesięcy. W przeważającej większości dokonują ich muzułmanie.

Uzupełnienie 16.30:

W związku z zamachami, jak podaje Onet, możliwy jest wybuch wojny miedzy Indiami a Pakistanem. Jednak nacisk USA, dla którego pomoc Pakistanu jest niezbędna do walki z Al-Kaidą na pograniczu pakistańsko-afgańskim może zapobiec eskalacji konfliktu. Zapewne jednak ktoś będzie za to wszystko musiał zapłacić - jako kozioł ofiarny np. nowy prezydent Pakistanu Asif Ali Zardari. Dlatego uważam, iż środowska działające na styku pakistańskich służb specjalnych i islamistów wygrają tę walkę wewnętrzną o władzę w "Kaju Czystych". Na Wschodzie bez zmian.

wtorek, 25 listopada 2008

"Wąż mnie zwiódł i zjadłam [owoc]" czyli o związku współczesnej filozofii polityki z gnostyczną wizją świata.

Ostatnio buszując w dziale filozoficznym Wikipedii znalazłem bardzo ciekawy artykuł o Erichu Voegelinie. Zaintrygowała mnie w jego pracach, iż jako jeden z niewielu, bądź chyba jedyny, explicite formułuje to co dla mnie było jasne od dłuższego czasu. Mianowicie dowodzi on, iż wojujący scjentystyczny modernizm oraz ideologie totalitarne jak komunizm czy nazizm są emanacjami gnostycznego sposobu postrzegania rzeczywistości. Opierają się bowiem na właściwej gnostycyzmowi „immanentyzacji” chrześcijańskiej eschatologii, którego filarem jest doktryna samozbawienia ludzkości jako pewnego procesu dokonującego się w sferze świata materialnego – doczesnego. Można więc powiedzieć, iż doktryny gnostyckie wyróżniają się wśród innych tym, iż proponują recepty budowy „raju na Ziemi”. Voegelin przekonuje, iż ten pierwotnie religijny mit został „przełożony” na język współczesnej historiozofii. W wyniku tego wszelka ludzka polityczna i społeczna aktywność wpisana została w kosmiczną walkę dobra i zła, stanowiącą sens dziejów oraz niosącą obietnicę wyzwolenia z ziemskiego zła w ramach królestwa nieograniczonej wolności, równości i braterstwa. Sprowadzenie człowieka do zoon politikon, całkowicie uwikłanego w ten wszechogarniający konflikt, otworzyło drogę do kontekstowej interpretacji ludzkich zachowań, prób opisu mechanizmów kierujących procesem dziejowym oraz podniesienia kwestii fałszywej świadomości, warunków wyzwolenia i jego charakteru.
Jeżeli przyjąć za zasadne twierdzenie o związku części współczesnej filozofii polityki z myśleniem gnostycznym to warto zapytać czy przydatnym w analizie dzisiejszego dyskursu polityczno-filozoficznego byłyby dzieła antyczne i średniowieczne odnoszące się do sporu manicheizmu z chrześcijaństwem. Dziełami takimi mogą być chociażby „Przeciw manichejczykom” lub „O dwóch duszach” św. Augustyna. Warto tu wspomnieć, iż Augustyn nim przeszedł na chrześcijaństwo był przywódcą jednej z grup należących do tej sekty.

Główne założenia manicheizmu.

Przede wszystkim Zło ma charakter równorzędny i autonomiczny w stosunku do Dobra. Zło nie zostało stworzone przez Boga. Kosmos zaś jest teatrem zmagań dwóch Bogów: Dobra i Zła. Żaden z tej pary nie jest podrzędny jeden względem drugiego i nie został stworzony przez drugiego. Dualizm ten ma więc charakter ponadczasowy, wieczny. Nasz świat doczesny stworzony został jako konsekwencja owego uniwersalnego konfliktu z połączenia pierwiastka duchowego, pochodzącego od Boga Dobra, oraz pierwiastka materialnego będącego dziełem Złego Boga. Co więcej owo Zło jest tym, co determinuje działania człowieka w świecie bez jego zgody czy wiedzy. Jest ono tym co sprawia, iż jest on pozbawiony wolnej woli: wszelkie jego wybory, zachowania i przekonania określane są przez zewnętrzne, przynależące do materii siły, których nie rozumie, nie potrafi kontrolować a nawet nie podejrzewa ich istnienia. Tak więc przed dostąpieniem oświecenia – gnozy człowiek nie jest odpowiedzialny za swe czyny (niezależnie od tego czy wydają się one mu być dobre czy złe). Jest on środkiem w walce zła przeciw dobru. „Grzech” jest więc czynem złym, który z subiektywnego punktu widzenia mógłby jawić się jako autonomiczny i intencjonalny, z obiektywnego natomiast, a więc ujmującego człowieka jako element komicznej walki, byłby czynem heteronomicznym i nieintencjonalnym. W tym jednak znaczeniu, iż sama intencja byłaby skutkiem zniewolenia człowieka przez pewne zewnętrzne siły. Stanem naturalnym człowieka jest więc stan „fałszywej świadomości”,
sprzecznego z jego interesem, którym jest wyjście z sytuacji ubezwłasnowolnienia i cierpienia. Realizując „fałszywe pragnienia” jednostka wzmacnia bezwiednie zło a więc pogłębia zniewolenie innych. Jednakże fakt dokonywania tego pod przymusem zwalnia ją, w pewien sposób, z odpowiedzialności. Reasumując więc, według manichejczyków, człowiek nie posiadający owej gnosis jest zniewolony na pod względem działania i poznania. Jednakże wiedza odnośnie uniwersalnego konfliktu Dobra i Zła, miejsca w nim człowieka oraz konsekwencji etycznych tudzież epistemologicznych z niej płynących pozwoli człowiekowi „pojednać się z Bogiem” i przestać grzeszyć. Tu kwestia ta staje się problematyczna, gdyż nasza wiedza empiryczna jest zafałszowana przez siły Zła, tak więc dojście do Prawdy nie można opisać w sposób racjonalny – musi on mieć charakter jakościowego skoku, iluminacji. Można więc powiedzieć, iż manicheizm w samowiedzy, która przekracza naturalny porządek a jednocześnie jest potencjalnie człowiekowi dostępna, widzi coś na kształt pierwszego kroku ku samo zbawieniu.

Krytyka ze strony św. Augustyna

Zdaniem Augustyna przyjęcie tezy o powszechnym zniewoleniu jednostki w płaszczyźnie zarówno działania jak i poznania czyni pojęcia grzechu lub winy pozbawionymi jakiegokolwiek sensu. Także czyn dobry, cnotliwy, szlachetny traci jakąkolwiek moralną wartość gdyż jest popełniany de facto nieświadomie i pod zewnętrznym przymusem. Filozof dochodzi do wniosku, iż zbawienie od grzechu i zła też jest w tej sytuacji niepotrzebne, gdyż ludzie nie są winni swoim występkom. (Idąc dalej można rzecz, iż jedynym czego człowiek powinien szukać to uwolnienie się od cierpienia – jakimikolwiek metodami nawet jeśli przyczynia to nieszczęść innym, gdyż i tak sytuacja zniewolenia go usprawiedliwia na poziomie działania oraz poznania) Augustyn występuje też przeciwko wizji zła jako bytu niezależnego. Rzeczy nie są złe ze swej natury – stają się dopiero takie w kontekście ludzkiego działania i okoliczności. Zło więc jest brakiem zgodności między zastanym porządkiem a naturalnym, boskim ładem. Zło nie jest bytem zewnętrznym w stosunku do człowieka. Słusznym wydaje się więc uznać, iż pojęcie Zła można wprowadzić jedynie wtedy gdy istniej wolna wola mająca charakter właściwej każdemu człowiekowi – choćby na bardzo podstawowym poziomie – wiedzy o własnych intencjach, potrzebach i celach. Inaczej trudno byłoby zgodzić się z teza o istnieniu ludzkiej samoświadomości. Stanowisko to jest więc w całej swej rozciągłości antytezą gnostycznego sposobu myślenia o ludzkiej kondycji.

Konsekwencje dla filozofii polityki

W obszarze filozofii polityki doktryny „gnostyckie” charakteryzują się tym, iż przyjmują pewien zbiór aksjomatów wyznaczających w sposób całościowy i ostateczny sens a także przyczyny wszystkich możliwych konfliktów oraz procesów społecznych w dziejach ludzkości. Co więcej traktują tę „wiedzę” jako warunek konieczny i wystarczający do rozwiązania wszelkich możliwych waśni społecznych, politycznych czy ekonomicznych. Niezrozumienie wiec owej „logiki dziejów” jest więc przyczyną „zła społecznego”. Taki sposób budowy korpusu ideologicznego sprawia, iż jest on trudno falsyfikowalny (jeśli w ogóle) zarówno za pomocą argumentów teoretycznych (doświadczenie myślowe - Gedankenexperiment) czy też empirycznych, gdyż z założenia jest on całościową, kompletną i zamknięta refleksją nad „procesem historycznym”. Tak, więc każdy krytyk doktryny może być więc uznany za posiadającego „fałszywą świadomość” a „świadomość prawdziwą” posiadają tylko ci, którzy tak o sobie mówią i uznają aksjomaty „teorii”.
Wiele spośród „gnostyckich” ideologii aspiruje to miana teorii naukowych. Jeśli tak to oceny ich tez można dokonać za pomocą logiki. Jednak z twierdzenia Goedla wynika, iż wszystkie teorie oparte o systemy formalne zbudowane na liczbach naturalnych, jak logika, nie mogą być jednocześnie zupełne i niesprzeczne wewnętrznie. Tak więc jeżeli „gnostycka” historiozofia ma być dziedziną naukową nie może być refleksją całościową (zupełną), nie może być teorią zamkniętą. Ponieważ nie gwarantuje ona – z racji naukowości – kompletnej wiedzy o świecie, nie może być więc pewną podstawą do reform społecznych, ekonomicznych czy też politycznych – nie zbudujemy z jej pomocą „raju na Ziemi”. Kolejne niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą „gnostyczny” sposób postrzegania rzeczywistości, stanowi instrumentalizacja jednostki jako narzędzia lub ewentualnie koniecznej ofiary postępu. Ponieważ celem ostatecznym jest społeczeństwo idealne, bez walk, konfliktów itp. zasadnym wydawać się może poświęcenie pewnych jednostek (lub większej ich liczby) dla „dobra” ogółu i przyszłych pokoleń. Nienaukowość ideologii „gnostyckich” każe jednak zadać pytanie: czy „dobro” jest rzeczywiście dobrem i czy czynione jest w interesie ogółu? Jako typowe przykłady „gnostyckich” ideologii można wymienić komunizm (uznający za opokę dziejów konflikt ekonomiczny między posiadającymi środki produkcji i ziemie a klasą wywłaszczonych), nazizm (osią dziejów jest konflikt rasy aryjskiej z podludźmi) oraz wojujący scjentystyczny ateizm ( przyczyna zła jest irracjonalna religia i zawierzenie wszelkim formom tradycji, wybawieniem jest metoda naukowa – jednakże jej słuszność jest de facto metafizycznym założeniem).
Jak już wcześniej wspomniałem, każdy system zupełny oparty na logice jest wewnętrznie sprzeczny. W przypadku w/w ideologii przejawia się to w ich dezawuacji jako złych i zdemoralizowanych jednostek czy grup społecznych wyrażających swój sprzeciw względem nich lub reform przez nich proponowanych. Analogicznie do krytyki manicheizmu przeprowadzonej przez Augustyna, można podnieść taki oto argument przeciw wspomnianej tezie etycznej: skoro ludzkie postępowanie jest zniewolone przez siły procesów społecznych lub zdeterminowane biologicznie to człowiek nie może odpowiadać za swoje czyny i „fałszywe pragnienia” a wiec nie może być zły –pozbawiony jest bowiem w takiej sytuacji wolnej woli. Skoro więc zło immanentne nie istnieje tak więc nie potrzeba nam żadnej formy zbawienia „tu i teraz”. To czego powinniśmy szukać to hedonistyczne zaspokojenie i unikanie cierpienia za wszelką cenę. Stąd już krok do nihilizmu.

czwartek, 30 października 2008

Krytyczna apologia Rzymu - wstęp do "Ostatniej kohorty" Łysiaka


V wiek naszej ery. W cywilizacji i w kulturze tak zwanego Zachodu - stulecie najbardziej osobliwe. Dlaczego? Bo postęp rozumiemy jako stały rozwój, raz szybszy, a raz wolniejszy, jednak (generalnie rzecz biorąc) nieprzerwany, tylko czasami kaleczony zapaścią, która trwa krótko, najwyżej kilkadziesiąt lat. Tymczasem V wiek inicjuje coś więcej aniżeli chwilową przerwę, coś monstrualnie gorszego - kilkusetletnią dziurę, która pod każdym względem cofa cywilizację do stanu takiego barbarzyństwa, jakie wydawało się etapem całkowicie już pokonanym. Będzie to wtórne barbarzyństwo - ciemna europejska noc. Historia ludzkości (historia znana dziejopisom) nie rejestruje drugiego podobnego przypadku: na kilka wieków cofnąć się o kilkanaście wieków! Ten regres spowodowało runięcie paneuropejskiego Rzymu, megastruktury, której nowoczesność była wobec całej reszty ówczesnego świata mniej więcej tak przeważająca, jak automatyczna pralka wobec drewnianych kijanek.


Kontemplując dzieła sztuki i ruiny starożytnego Rzymu, obywatel internetowej cywilizacji sądzi, że to jedyne echa tamtego świata sprzed prawie dwóch tysięcy lat. Myli się wierutnie, gdyż - zważywszy mnóstwo aspektów - żyje w tym właśnie świecie, ergo: korzysta z wynalazków rzymskiego państwa lub reprodukuje te wynalazki, nie tylko obyczajowe (jak choćby emancypacja, feminizm, rozwód), prawne (treść kodeksów) czy techniczne (choćby żniwiarka), lecz i wszelkie inne: polityczne, terminologiczne (językowe), administracyjne (urzędy), a i codziennozwyczajowe takoż. Obchodzi swój Nowy Rok 1 stycznia, nie wiedząc, że zapoczątkowali to Rzymianie (nie była to u nich cezura astronomiczna, tylko 1 stycznia obejmował swój urząd na rok nowy duet konsulów). Kupuje gazetę, nie wiedząc, iż gazetę codzienną wymyślił Juliusz Cezar („Acta diurna”) - pisano ją na papirusie. Wysyła depeszę, nie wiedząc, iż Rzymianie robili to samo telegrafem ogniowym. Spogląda przez zamknięte okno swojego wieżowca, nie wiedząc, iż Rzym cezarów znal już budynki o kilkunastu kondygnacjach i szyby w oknach tych budynków (na chłodnej północy Italii), sytuowanych frontem do ulicy lub placu (to też był wynalazek). Kąpie się w nowoczesnej łazience, nie wiedząc, iż takie łazienki (o identycznym co dziś kształcie metalowych i kamiennych wanien) były u Rzymian rzeczą zwyczajną, a wodociągi (akwedukty sprowadzające górską wodę i rozprowadzające ją sieciami liczącymi setki kilometrów), jak również kanalizacja, miały poziom nie gorszy od dzisiejszego. Pije ze szklanki i kieliszka, nie wiedząc, iż te szklane naczynia wymyślili Rzymianie. Zdobi ściany swego mieszkania malarstwem, nie wiedząc, iż taką formę dekoracji lokum wynalazł Rzym. Jeździ autostradami, nie wiedząc, że okazałe kamienne „szosy” Imperium Rzymskiego biegły przez Bliski Wschód, północną Afrykę i całą Europę. Pasjonuje się supermostami, nie wiedząc o kratownicowym moście rzymskim na Dunaju (rok 105!). I tak dalej, i tak dalej. Nawet fotografia portretowa jest wnuczką rzymskich portretów werystycznych zwanych „fizjonomicznymi”. Również rzymskiego pochodzenia jest cały nasz smak estetyczny wobec Antyku: sztukę Starożytności symbolizuje nam śnieżna biel antycznych kolumn i posągów, a nie wiemy, że to rzymski (czyli późny) wynalazek, chwyt rzymskich kopistów sztuki greckiej, bo starożytni Grecy malowali swoje rzeźby tudzież architekturę równie tęczowo co jaskrawo.


Kiedy już jesteśmy przy sztuce Rzymu - zajmijmy się nią przez chwilę, gdyż ona wcześniej uległa dekadencji niż całe Cesarstwo. Tak wcześnie, że można stawiać tezę, iż właściwie sztuki rzymskiej nie ma. Jeśli tylko dodamy (dla precyzji) słowo: oryginalnej (oryginalnej sztuki rzymskiej) - tezę powyższą da się wybronić bez trudu. Sztuka rzymska była bowiem bardziej rzemiosłem, dekoratorstwem, epigonizmem, kiczem i kolekcjonerstwem cudzej (głównie greckiej) sztuki, niźli sztuką autonomiczną (własną prawdziwą twórczością wysokiego lotu). Jej cel stanowiło ozdabianie, nie zaś kreowanie. Sami Włosi już dawno przyznali pod tym względem rację cudzoziemskim krytykom, co włoski historyk z pierwszej połowy XIX wieku, Cesare Cantu, stwierdził dwukrotnie na kartach swojej „Historii Powszechnej”, pisząc: „Sztuki piękne nie kwitły w Rzymie” i „Rzym nie był światem sztuki”. Ależ był, i to jak! Rzym uwielbiał sztukę, pasjonował się sztuką, był cały nasycony sztuką - w samym mieście Rzym stało dziesięć tysięcy posągów (prac własnej roboty plus arcydzieł ściągniętych z Grecji, z Azji Mniejszej i z Egiptu)! Jednak można powiedzieć, iż Rzym bardziej aniżeli uprawiał sztukę - wykorzystywał sztukę, głównie do upiększania siedzib, i do propagandy, czyli do oddziaływania na tłum.


Rozpatrując ten problem bardziej scjentycznie - trzeba nolens volens przyznać, że istniały jednak oryginalne przejawy rzymskiej sztuki, i że miała ona pewną tożsamość twórczą. Lecz nawet tak ostrożną konstatację, jak również niezbyt precyzyjną diagnozę, wypociliśmy dopiero - aż trudno w to uwierzyć - przed stu kilku laty. Wcześniej - zgodnie z egzegezami Winckelmanna (autorytetu XVIII-wiecznego) - twierdziliśmy, iż cała sztuka Rzymu to schyłkowa faza sztuki greckiej. Renomowana polska „Encyklopedia Orgelbranda” w swoim pierwszym wydaniu (1866) ma liczące aż pół setki stron hasło „Literatura rzymska” i ani jednego zdania o sztuce Rzymu - hasło „Sztuka rzymska „nie istnieje! Pojawi się ono (przybierając formę raczej komiczną) dopiero w wydaniu trzecim (1902). Bo też dopiero ze schyłkiem XIX stulecia austriacki historyk, Franz Wickhof, upomniał się o „samodzielność” rzymskiej sztuki, czyli o jej oryginalność, rozpętując burzę polemik, trwających zresztą do dzisiaj. Ci, którzy przyznawali mu rację, musieli wszelako przyznawać również, że była to bardziej samodzielność w nowatorskim rozgrywaniu kompilowanych wpływów etruskich, greckich i wschodnich, aniżeli w wymyślaniu form oryginalnych, zatem najwyżej samodzielność rozwoju, a nie genezy nowej sztuki, posiadającej własną, bezprecedensową indywidualność. Jako rzeczy świeże u Rzymian wskazywali malowane temperą lub farbą enkaustyczną portrety grobowe (tzw. „portrety fajumskie”), których czuła, wręcz poetycka fizjonomiczność nie posiada znanych źródeł greckich ni etruskich; bądź pyszną perspektywę i światłocień reliefowych wstęg oplatających spiralnie wielkie kolumny Rzymu (tzw. „styl kontynuacyjny”; exemplum Kolumna Trajana) i opowiadających historie mitologiczne lub wojskowe metodą ciągu scen, jak tasiemce dzisiejszych komiksów.


U swego schyłku (IV-V wiek n.e.) sztuka rzymska popadła w manierę istotnie oryginalną. Był nią wrogi realizmowi prymitywizm, swoisty kubizm, przejawiający się zaniechaniem iluzyjności werystycznej na rzecz form uproszczonych i geometryzowanych, bliskich archaicznej rzeźbie greckiej i prostocie rysunku dziecięcego. Lub prostocie gryzmołów uprawianych przez barbarzyńców. Tak więc sztuka Rzymu i Rzym jako państwo poddali się barbarzyństwu równocześnie. To pierwsze dziwi, to drugie bardzo dziwi. Jak to było w ogóle możliwe? - spyta ktoś, kto słyszał o wszechpotędze Rzymu, lecz nie czytał o przyczynach jego upadku.


Każdy wielki upadek sieje ziarna mądrości - wskazuje czego robić nie wolno, by nie doznać goryczy krachu. Jednak te ziarna zawsze padają na jałową glebę i nie rodzą owoców, które mogłyby ludzkość trwale uszczęśliwić. Gatunek „homo sapiens” jest bowiem zbyt słaby i zbyt tępy, aby przekuwać tragiczne lekcje w praktykę niepowtarzania błędów swoich przodków, więc społeczeństwa ciągle te błędy klonują. O ile kilkuwiekowa słabość sztuki rzymskiej, polegająca na kopiowaniu sztuki greckiej zamiast kreowania własnej, przyniosła nam jakiś efekt pozytywny (dzięki tym rzymskim kopiom znamy wspaniałą sztukę starożytnych Greków, gdyż greckie oryginały nie zachowały się prawie zupełnie) - o tyle finalna słabość rzymskiego imperium nie dała światu nic dobrego, prócz nauczki, która (co wykazały późniejsze dzieje polityczne gatunku) skutkuje niczym przysłowiowy groch rzucany o ścianę. Mój niebeletrystyczny wstęp do powieści ma Wam wyklarować niuanse i sekrety bezpłodnej lekcji sprzed półtora tysiąca lat - niewyobrażalnej jeszcze dla Rzymian IV wieku klęski Rzymu.


Wpierw kilka słów o powstawaniu i o mocarstwowieniu rzymskiego państwa, założonego rękami Latynów, Sabinów i Etrusków, a datowanego: 753 p.n.e.-476 n.e. Przekształcanie się Rzymu z maleńkiej osady rolniczej w „polis” (miasto-państwo), później w państwo wieloobszarowe i wielomiejskie, a wreszcie w gigantyczne imperium - to rozwój fascynujący. Znawca Antyku, Jan Parandowski, nazwał tę ewolucję „dziwnym i tajemniczym procesem, podobnym do procesu, w którym z małego żołędzia wykształca się majestatyczne drzewo - wielki dąb”. Budulec dawały rozliczne podboje (często będące efektem wojen sprowokowanych przez sąsiadów Rzymu), widzimy tu wszakże i niechęć do podboju dla samego podboju, dla wojny gwoli samej wojny, ergo: krwi i łupu (tym się Rzym różni od późniejszych najeźdźców, Arabów bądź Mongołów). Wreszcie są tu i aspekty, których nie znają dzieje żadnego innego mocarstwa.


Pierwszym spośród takich aspektów było ukształtowane z biegiem lat w ówczesnym świecie mniemanie, iż przeznaczeniem Rzymu jest władza nad wszystkimi ludami, nad całą Ziemią. Dlatego działy się rzeczy zdumiewające: wielu suwerennych władców przyłączało swe państwa do Rzymu, bez presji, choćby drogą zapisu spadkowego; inaczej mówiąc: całe niepodległe i niezagrożone państwa same wtapiały się w ciało Imperium. Przykłady: 74 rok (król Nikomedes III oddaje Rzymowi testamentem swoją Bitynię); 96 rok (król Apion, władca Cyrenajki, czyni Rzym swoim spadkobiercą); 133 rok (król Attalos III zapisuje Rzymowi królestwo Pergamonu). Et cetera.


I drugi, równie ważny czynnik, kłócący się z wizją reklamowaną nam przez francuskie bajeczki o Asterixie: ludność wielu krajów podbitych przez Rzym nie chciała stawać pod sztandarami swych lokalnych wodzów do walki przeciw Rzymowi, odmawiała udziału w zbrojnym „zrzucaniu jarzma”, ponieważ to „jarzmo” wcale nie było jarzmem, nie było okupacją - było błogosławieństwem. Czemu galijscy chłopi na dalekiej północy Europy mieliby się buntować przeciwko Rzymianom, jeśli właśnie dzięki kurateli Rzymu wiodło się im sto razy lepiej niż wcześniej, przed przyjściem Rzymian? „Pax Romana” (pokój panujący na całym obszarze Imperium, czyli w praktyce ład i błogi spokój) zapewniał im same korzyści: bezpieczeństwo (wszędzie obowiązywało twarde prawo, jedno dla wszystkich) plus cywilizacyjny postęp (techniczne środki karczowania lasów pod hodowlę i uprawę roli, melioracja, kanalizacja, ułatwianie zbiorów, itd.) - postęp, który likwidował strach przed głodem będącym wcześniej ciężką plagą. Reliefy rzymskie (II wiek), z dokładnymi wizerunkami żniwiarek podczas pracy, odkopano we Francji (w Montauban i w Arbon), czyli na terenie etnicznym Asterixa.


Na dalekim Południu - w rzymskiej Afryce i na Bliskim Wschodzie - było identycznie. Dzięki Rzymowi te krainy zaznały takiego rozkwitu, o jakim nie śniły i o jakim niektóre nawet dzisiaj mogą śnić tylko. Profesor Ludwik Piotrowicz, autor „Dziejów rzymskich”, porównał sytuację Syrii czasów Rzymu, i Syrii czasów współczesnych sobie (rok 1934): „Różnica między rozkwitem ówczesnym tych okolic a nędzą i opuszczeniem dni dzisiejszych jest tu tak rażąca, że dla jej wytłumaczenia przyjmowano zmianę warunków klimatycznych, co jednak w świetle pogłębionych badań okazuje się nieprawdą. Rzeczą decydującą był tu wysiłek twórczej pracy ludzkiej - on sprawił, że na miejscu stepów, po których krążyły nędzne stada nomadów, powstały kwitnące gospodarstwa rolne, ogrody oliwne, winnice i miasta, które swymi urządzeniami technicznymi i kulturalnymi, jak bruki, wodociągi, portyki, hale targowe, termy, szkoły, amfiteatry itp. zupełnie się upodobniły do miast Italii”. Spójrzmy dzisiaj na prowincję afrykańską lub bliskowschodnią - na nędzę, chaos, głód, brud oraz nieporadność wszystkich tych krain, które dzięki kurateli Rzymu miały swój jedyny „zloty wiek”. Telewizja pokazuje nam tylko wnętrza stolic (Damaszku itp.), gdzie śródmieścia (bo już nie przedmieścia) trochę przypominają cywilizowany świat, lecz wieś to świat bliski erze kamienia łupanego. Panuje tam bowiem ciężki cywilizacyjny regres wobec poziomu, jaki zafundował owym prowincjom Rzym.


Dla miasta Rzym - „stolicy świata” - prowincją była cała reszta Imperium. Petroniusz, głośny rzymski „arbiter elegantiae” (tak, ten Petroniusz, którego Sienkiewicz uczynił pyszną figurą „Quo vadis”), w swoim dziele „Satiricon” mówi: „Cały świat był własnością zwycięskich Rzymian. Posiadali oni morza, ziemie, dwojakie konstelacje gwiezdne, i wciąż nie mieli dosyć”. Kiedy to mówi - jest ledwie I wiek. Później Imperium rosło i „cały świat” stawał się coraz większy, aż objął rzeczywiście cały ówczesny zachodni świat - od Morza Arktycznego nad Brytanią po Saharę, i od iberyjskich wybrzeży Atlantyku po zadunajskie lasy i stepy. Dalej, dookoła, rozciągała się bezmierna pustka traw, chaszczów, bagien, piasków, skał i wód, a gdzieś jeszcze dalej - tak daleko, jak dla nas do Marsa - leżały Indie oraz Chiny, skąd czasami przybywał towar cieszący Rzymian swą quasi-pozaziemską egzotyką.


Wszechmoc Rzymu miała siedem źródeł. Inaczej mówiąc: gigantyczny gmach o nazwie Rzym - Colosseum milion razy większe niż igrzyskowe Colosseum - wspierał się na siedmiu filarach. Były nimi:


1. Fatalizm. Owo (wzmiankowane już) przekonanie ludzi i ludów, że z woli bogów Rzym ma dominować nad światem.


2. Duch obywateli Rzymu. Czyli cnoty Rzymian. Męstwo, prostota, surowość obyczajów, prawość charakteru, instynkt społeczny, patriotyzm - te cechy tworzyły ideał Rzymianina. Jeszcze w XIX stuleciu, gdy chciało się powiedzieć o kimś, że jest człowiekiem próby najwyższej, człowiekiem bez skazy - zamiast wielu przymiotników (prostolinijny, dzielny, skromny, szlachetny, dobroczynny, sprawiedliwy, et cetera) wystarczyło użyć jednego tylko słowa. To słowo brzmiało: Rzymianin.


3. Znakomita wojskowość. Czyli świetna predyspozycja i bitność wojsk rzymskich. Ich nowoczesność techniczna (machiny, fortyfikacje, uzbrojenie), operacyjna (taktyka i strategia) tudzież organizacyjna (33 legiony) przez kilka wieków nie dawała wrogom szans. Liczący 4200, a później 6000 pieszych legion składał się z dziesięciu jednostek taktycznych zwanych kohortami (kohorta - z trzech manipułów; manipuł - z dwóch centurii; do tego dochodziła jeszcze jazda i wojska sprzymierzone). W czasie bezwojennym legioniści krzewili cywilizację, karczując lasy, meliorując, stawiając groble, budując mosty i drogi, zakładając warowne obozy i miasta.


4. Znakomity system prawny. To, co dla prawodawstwa zrobił Rzym - było wielkim krokiem w dziejach cywilizacji ludzkiej. Prawo po raz pierwszy odseparowało się od religii, a stan prawniczy od kapłaństwa. Rzymianie stworzyli coś, czego nie znał ani starożytny Wschód, ani Grecja, ani żadna inna z wcześniejszych kultur - PRAWO jako odrębną, całkowicie samodzielną, niepodporządkowaną ani świątyniom, ani władzom świeckim (czyli polityce) dyscyplinę, oraz stan prawniczy jako profesję, tudzież bogatą literaturę prawniczą (nie tylko kodeksową). To PRAWO zrównywało wszystkich ludzi wolnych - biednych i bogatych, utytułowanych i poślednich, białych i kolorowych, płci męskiej i płci żeńskiej. Przykładem: kobieta.
W początkach Rzymu sytuacja kobiety była jeszcze dość marna. Identycznie jak u starożytnych Greków - kobietę traktowano niewolniczo, z reguły niby towar, przedmiot handlu między mężczyznami lub rodzinami. Lecz już w czasach późnej Republiki i wczesnego Cesarstwa (mniej więcej około roku 1 naszej ery) kobieta zyskuje pełnię praw, zwłaszcza ta ze sfer wyższych - na przykład może, tak samo jak mężczyzna, żądać rozwodu. Później, po upadku Rzymu, sytuacja wróci do dawnej normy i wystąpi długi regres w emancypacji kobiet. Dzisiejsza emancypacja jest rezultatem kilkuwiekowej ewolucji, której początek to „kultura rycerska” Średniowiecza. Lecz kolebką emancypacji był Rzym.


Sumując: Rzym wytworzył system prawny nieomal identyczny co ten, który obowiązuje dzisiaj. Rzymskie „pandekta” (kodeks praw) plus „Kodeks Napoleona” (mocno czerpiący z rzymskich paragrafów) równa się: każde dzisiejsze cywilizowane prawo, wrogie wszelkim prawom barbarzyńskim (koranicznemu, komunistycznemu, etc). Całe to rzymskie PRAWO, z jego procedurą, której można się było nauczyć, i z jego jednolitością stosowania (bardzo precyzyjną) - przyczyniło się ogromnie do budowy potęgi Rzymu.


5. Znakomity system komunikacji. Łączył wszystkie tereny i wszystkie krańce Imperium. Tworzyły go: gigantyczna sieć bitych dróg lądowych (nie cofających się przed żadną zaporą, tnących góry i rzeki, wąwozy i trzęsawiska); gigantyczna sieć dróg wodnych (kanały i rzeki spławne, często regulowane); poczta państwowa (rozstawne sztafety); telegraf (optyczno-ogniowy ciąg przekazywania kodów); liczne wielkie porty, tudzież dwie wielkie floty, militarna i handlowa, którym morza nie były straszne.


6. Jednolity system monetarny. Wiadomo jakie kłopoty powodują i jaką klęską bywają czasami różnice walutowe. Imperium Rzymu miało tę samą monetę we wszystkich swoich zakątkach. Co niebywale ułatwiało politykę finansową, tudzież handel między ziemiami tak odległymi jak Brytania i kraje Bliskiego Wschodu.


7. Autonomiczność narodów. Obywatele Cesarstwa byli „narodem narodów”, gdyż Imperium było rodzajem federacji - zbiorem państw-prowincji w ramach jednego systemu. Centrala (dwór imperatora tudzież administracja metropolii) sterowała wspólną dla wszystkich polityką prawną, fiskalną i wojskową, lecz cała reszta została oddana narodom. Panowała wszędzie pełna autonomia kulturowa, obyczajowa, językowa i religijna anektowanych terytoriów. Romanizowanie oznaczało: cywilizowanie, pomoc, nie zaś terror okupacyjny. Było więc przeciwieństwem znanej Polakom rusyfikacji czy germanizacji, gdyż lokalnych tradycji nie represjonowano i nie niszczono. Kasowano jedynie zwyrodnienia. Claudio Magris: „Imperium rzymskie stało się wspaniałym motorem postępu. Kładło kres istnieniu społeczeństw zamkniętych, brutalnych, samowystarczalnych, plemiennych, wszystkich tych odrażających wspólnot, bazujących na ucisku jednostki i krzywdzie kobiet” (2004).


Kropka. Tylko siedem i aż siedem filarów potęgi, będących filarami dobrobytu. Trudno się dziwić, że w najlepszym (dwustuletnim) okresie Cesarstwa - wśród ludów Rzymu panowało powszechne głębokie zadowolenie. Znaczącym tego świadectwem jest wygłoszona do rdzennych Rzymian mowa greckiego retora, Eliusza Arystydesa (druga połowa II wieku naszej ery):


Miasta promienieją pięknem i powabem, a cała ziemia jest strojna jakby ogród. Toteż tylko politowania są godni ci, którzy żyją poza granicami naszego państwa, albowiem z tych dobrodziejstw nie korzystają. Wy urzeczywistniliście opinię Homera, że Ziemia, matka wszystkich, jest i wspólną ojczyzną wszystkich. Czy to Grek, czy barbarzyńca, może się teraz łatwo przemieszczać, lubo ze swym mieniem, lubo bez niego, jakby się z rodzinnych stron do przyjaciół przenosił. Nie budzą dziś grozy cylijskie wąwozy, ni piaszczyste pustynie Arabii, ni góry podniebne, ni rzeki ogromne, ni hordy dzikich barbarzyńców - starczy być Rzymianinem, obywatelem tego państwa, aby być bezpiecznym. Wymierzyliście świat cały, sprzęgliście mostami brzegi rzek, poskromiliście góry, wyrównaliście ziemię, zapełniliście osadami pustynie i pustkowia, prawem i obyczajem uregulowaliście wszystko”.


Był to więc świat spokojny i syty, bez wojennych hekatomb i pożóg - rzadka rzecz w historii. Jan Parandowski bardzo ładnie tę prawdę ujął: „Była to niedziela historii, odpoczynek po trudnych czasach”. Ów cudowny czas, zwany „najszczęśliwszą epoką ludzkości” (C. Cantu), trwał prawie ćwierć tysiąca wiosen (pierwsze dwa stulecia naszej ery i fragment wieku III). Tu się zdziwi mnóstwo Czytelników: a te wszystkie mordy, okrucieństwa, totalitaryzmy cezarów, które oglądaliśmy w filmach, lub które znamy z powieści takich jak „Quo vadis”? Otóż - pomijając nawet fakt, że były to okresowe, krótkie intermedia (zbrodniczy szaleniec Karakalla rządził sześć lat; potwór Kaligula tylko cztery lata) - wszystkie te bestialstwa działy się wyłącznie w jednym miejscu Imperium: tylko w stolicy, w ponadmilionowym mieście Rzym, i dotykały jedynie sekciarzy (walka religijna), dygnitarzy (walka polityczna) tudzież bogaczy (walka finansowa). Szerokie rzesze społeczeństwa - prowincja (już za rogatkami stolicy) oraz narody włączone do Cesarstwa - miały błogi spokój i niezamącone bezpieczeństwo, tak jak to sławił cytowany Eliusz Arystydes. Później sytuacja zaczęła się zmieniać. Parandowski: „ludy i kraje, które zawdzięczały Rzymowi z górą dwa stulecia pomyślności - przeszły z nim okres jego upadku. Błędy ustroju cesarstwa rzymskiego pogrążyły je w okrutnym i krwawym zamęcie, z którego ten spokojny świat wyszedł zdeptany, poszarpany, wyludniony i nędzny. Upadek starożytności cofnął cywilizację europejską o kilka wieków”. Nie ma zgody na to ostatnie stwierdzenie - upadek Starożytności cofnął cywilizację europejską o około tysiąc lat lub więcej, bo dopiero w późnym Średniowieczu zaczyna się start do rozwoju z punktu porównywalnego, a właściwie dopiero w początkach Renesansu.


I tu wraca kluczowe pytanie: jakim cudem tak genialnie naoliwiona i tak sprawnie działająca maszyna mogła ulec kolejno: rozstrojeniu, zatarciu, zezłomowaniu i zdematerializowaniu? A bez metafor: co spowodowało upadek takiej superpotęgi, będącej monumentalną „federacją” różnych ziem i narodów? Upadek, który wydawał się niemożliwy. Za cesarza Maksyminusa (blisko półmetka III wieku) - kogoś kraczącego, że katastrofa musi przyjść, nawet by nie ukarano, tylko zakwalifikowano by do wariatów. Ten problem gnębi historyków już półtora tysiąca łat, a kanon fundamentalnych dzieł rozpatrujących tę kwestię (począwszy od „Zmierzchu Cesarstwa Rzymskiego” Brytyjczyka Edwarda Gibbona) jest przeogromny. Stale pasjonuje się tym problemem również prasa Zachodu; „Der Spiegel” (1983): „Sprężyście zorganizowane Cesarstwo, które z mało ważnego rolniczego państwa wyrosło na pozbawioną konkurentów potęgę, wydawało się niezwyciężone; współcześni sądzili, że Imperium Rzymskie nigdy nie upadnie. Runęło jednak. Każda generacja historyków znajdowała inną odpowiedź na pytanie: jak do tego doszło?”.


Odpowiedzi były różne, bo i przyczyny były różne - nie było jednej przyczyny. Spośród wielu przyczyn wskazywanych przez diagnozy lub hipotezy scjentyczne - pięć uważam za warte druku. Można je określić hasłami: armia, etyka, religia, gospodarka i barbaria. Rozwinę te hasła kolejno:


1. Wymięknięcie siły wojskowej.
Aby stan optymalnej siły zamienił się w stan dekadenckiej słabości - musi nastąpić korozja owej siły. Psychologia (w odniesieniu do jednostki) i socjologia (w odniesieniu do społeczeństw) świetnie znają zjawisko, które polega na tym, że właśnie apogeum potęgi jest źródłem słabości. Stan nasycenia (ojciec stanu przesycenia) wszechwładzą i bogactwem - rodzi gnuśność. Brak zagrożenia - rodzi zniewieściałość, tak psychiczną, jak i fizyczną. A rdzenni Rzymianie doszli (III wiek) do ściany - wszystko stało się własnością Rzymu. Nie było po co dalej się wysilać, utrzymywać w ciągłej gotowości tężyznę fizyczną, obierać profesję żołnierza (czyli fach nie dający laurów, gdy pokój trwa wielopokoleniowo). Przyszedł czas wyłącznego korzystania z uroków życia - ze zbytku, z odpoczynku, z lubieżności. Efekt? Maksimum rozpoczyna swą długą drogę ku minimum wskutek słabnięcia woli człowieczej i woli społeczno-państwowej. Dlatego, kiedy barbarzyńcy żyjący na obrzeżach Imperium zaczną je bardzo solidnie szarpać, już nie tylko lokalnie się buntując lub awanturując, lecz i agresywnie penetrując Cesarstwo - zacznie ono ponosić klęski.
Rzadko buntowały się te ludy barbarzyńskie, które zostały objęte dobrodziejstwami cywilizacyjnymi „Pax Romana”. Już w roku 98. największy rzymski historyk, Tacyt, prorokował, że buntować się będą jedynie mieszkańcy najmniej cywilizowanych obszarów Imperium, a kąsać z zewnątrz będzie dzicz zupełna, wegetująca wśród pustkowi i puszcz poza granicami naturalnymi (jak Dunaj) oraz „limesami” (granicami ufortyfikowanymi). Do pacyfikowania tej dziczy i tych przygranicznych buntów służyły legiony, bezlitośnie wybijające kły niesfornym barbarzyńcom. Ale kiedy ustały wielkie wojny z dużymi wchłanianymi sąsiadami, czyli wielkie militarne podboje - wojaczka przestała być producentką chwały zdobywców. Gaszenie sporadycznych pożarów u granic Imperium było tylko robotą żandarmeryjną, mniej chwalebną. I to przekonanie zaczęło zmieniać strukturę armii.
W epoce rozszerzania terytorium i krzepnięcia potęgi wojsko rzymskie składało się z zaciągu ochotniczego i wstępowały doń jednostki najwartościowsze. Ale kiedy ugruntowano już Cesarstwo - do legionów (zwłaszcza pogranicznych) coraz chętniej rekrutowano barbarzyńskich sprzymierzeńców, tych barbarzyńców cywilizowanych, z którymi dzicy barbarzyńcy, ci nękający Imperium, łatwiej dawali sobie radę. Siła wojskowa Rzymu wymiękała powoli, lecz był to ciągły proces słabnięcia.


2. Gangrena moralności.
Nie chodzi tu o upadek moralności w sferze seksualnej, ale o upadek etyki społeczno-politycznej, obywatelskiej; konkretnie: zbiorowy upadek niezależności ducha. Starożytni Grecy mawiali, że „tylko człowiek, który umie mówić: Nie!, jest naprawdę wolny”. Rzymianie z biegiem czasu tracili tę wewnętrzną wolność, co ja określam jako szerzący się incitatuizm.
Potwór Kaligula zaczął swe czteroletnie rządy od liberalizmu i humanitaryzmu (taka jest u wielu tyranów prawidłowość, vide start Nerona). Kończył je orgią mordów i łamaniem prawa (m.in. wynalazł prawo retroaktywne - działające wstecz - czyli hańbę prawodawczą). Gdy już zupełnie mu odbiło - zrobił swego konia, Incitatusa, kapłanem, senatorem i konsulem. Incitatuizmem zwę jednak nie te fakty, lecz fakt, że nikt przeciwko tym wybrykom nie protestował. Ani dygnitarze, ani społeczeństwo. Czy tylko ze strachu?
W pierwszych dwóch stuleciach imperialnego Rzymu takie zboczenia były incydentalne. Później jednak powszechna zgoda na nieprawość przybrała charakter epidemiczny i coraz częściej rozzuchwalała władców, a że „ryba psuje się od głowy” - deprawowała też społeczeństwo. „Skutkiem było straszliwe ogólne zepsucie” (Cantu). Francuski historyk, Hubert Monteilhet (autor m.in. bestsellera „Neropolis”), udzielając wywiadu czasopismu „Paris Match” (1984) objaśnił tę kwestię dziennikarzowi następującym przykładem:
„- Teatr ówczesny jest całkowicie dekadencki. Jest to tylko pretekst do zalewu pornografii i przemocy. Dzięki teatrowi wynaleziono nawet «subtelny» sposób egzekwowania wyroków śmierci. Skazańcy grali w sztukach kończących się kaźnią i śmiercią bohaterów, tak że amatorzy weryzmu mogli czuć satysfakcję. Podam panu jeden przykład. Największym sukcesem teatralnym w historii Rzymu była sztuka «Laureolus», która nie schodziła z afisza prawie dwieście łat. Przy końcu tej sztuki bohater zostaje ukrzyżowany, lecz nim zdąży umrzeć, pojawia się niedźwiedź, który wyjada mu wnętrzności. Oczywiście - bohatera grał prawdziwy aktor, którego jednak przed sceną ukrzyżowania zastępowano skazańcem. Innymi słowy: na każdym spektaklu poświęcano jednego człowieka”.
Wstrząśnięty dziennikarz pyta rozmówcę:
„- I nikt nie miał nic przeciwko temu?!”.
Właśnie - nikt nie protestował. Sumienia były zincitatuizowane.
Totalistyczne ekscesy władzy, plus bezwolność społeczeństwa (słabość jednych ludzi i wredność drugich) - społeczeństwa przemilczającego lub oklaskującego każdą nikczemną decyzję „góry” i każde brudne „reality-show” - sprawiły w końcu, że surowy i szlachetny ideał Rzymianina stawał się coraz bardziej ideałem mitycznym, a wcześniejszy chwalebny duch obywatelski Rzymu począł obumierać. Obywatele zaczęli coraz częściej uchylać się od lojalności wobec państwa i od służby państwu. Doszło wreszcie do tego, że wyższa władza musiała represjami (stosowaniem urzędowych kar) wstrzymywać rejteradę powszechną (z braku kandydatów - nie tylko żołnierzy, lecz i burmistrzów rekrutowano przymusowo, bo nikt nie chciał być funkcjonariuszem lub dygnitarzem!). I tak - również na dole zanikła szlachetna klasa rządząca Rzymu.


3. Przewrót religijny.
Dawna historiografia twierdziła (twierdzi również część dzisiejszej), że znaczącą rolę w tym zniszczeniu obywatelskiego ducha Rzymu i, co za tym idzie, w zrujnowaniu Cesarstwa - odegrało chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo, ze swą doktryną internacjonalistyczną, a więc przeciwną patriotyzmowi. Czy jest to prawda? Jest i nie jest, lecz nim wyeksplikuję niuanse problemu - muszę postawić pytanie bazowe dla wszelakich rozważań tej kwestii: czemu właśnie chrześcijaństwo odniosło w Rzymie triumf? Jakim chwytem Jezus Chrystus obalił cały panteon mocarnych bogów rzymskich, a także wszystkie konkurencyjne nowe bóstwa?
Incitatuistycznej tolerancji dla zła, czyli wszechprzyzwalaniu, towarzyszyła bezsilność tych, którym marzyło się przeciwstawianie złu, a bezsilność rodzi bezradność, i wówczas zostaje tylko szukanie ratunku metafizycznego - u bogów. Michael Grant (autor monografii „Gladiatorzy”) stwierdził, powołując się na Freuda i Fromma: „Bezradność jednostki doprowadziła do ogólnego załamania nerwowego. W Rzymie symptomy te zyskały wyrazistość, nabrały cech trwałości, stały się powszechne. Ludzie nie mieli silnego punktu oparcia, byli bezbronni, zagubieni. Ucieczka w religię była reakcją kompensacyjną...”. Tak, w religię często ucieka się przed strachem i bólem. Pytanie tylko: w jaką religię? Świat pogański, świat rzymskiego Antyku, osiągnął bardzo dużo na wielu polach, od prawodawstwa i administrowania, do techniki i literatury, lecz podupadł nie wyłącznie wojskowo i obyczajowo - religijnie również. Bogów, jak wiemy, Rzymianie mieli bez liku, ale był to panteon bogów okrutnych, rozpustnych, mściwych - złych. Ten panteon kompromitowało na domiar deifikowanie (zaliczanie w poczet bogów) takich sadystycznych tyranów jak choćby Karakalla. Rzymianie szukali więc ostoi u innych kultów - modne stały się religie Wschodu: perski bóg Mitra, egipska Izyda, itp. A jednak wszystkich starych i nowych bogów pokonał Bóg maleńkiej żydowskiej sekty z odległej prowincjonalnej Palestyny. Dlaczego właśnie On?
Brytyjski historyk, Hugh R. Trevor-Roper, twierdzi, że „wśród tak dużej konkurencji nowych bóstw walczących ze sobą o utraconą duszę Cesarstwa - zwycięstwo Chrystusa nad rywalami nie było z góry przesądzone”. Anglik się myli - było! W tym świecie krwawych bogów i deifikowanych zbrodniarzy, w świecie okrutnych igrzysk i zdeprawowanych ludzi, gdzie (jak pisał Werner Raith, autor „Porzuconego Imperium”) „każdy walczył przeciwko każdemu, a choć istniało prawo, brakowało sprawiedliwości” - zjawił się nagle Bóg głoszący powszechną równość i miłosierdzie. Widocznie cierpiący i wymęczeni ludzie tęsknili do takiej doktryny, jeśli owa nauka znalazła tak podatny grunt, że najdziksze masowe represje nie zahamowały burzliwego liczbowego wzrostu chrześcijan.
Ale rzecz charakterystyczna: chrześcijaństwo, triumfujące mimo masowego rzucania chrześcijan lwom, zrazu opanowało tylko stolicę, miasto Rzym (najpierw plebs marzący o równości, potem wyższe sfery). Wieś przyjmowała je niechętnie, i długo jeszcze wyznawała wielobóstwo, bo - jak już wzmiankowałem - na wsi nie widywano okropieństw metropolitalnego Rzymu, tam panował spokój, nie trzeba było tęsknić gorączkowo do miłości i sprawiedliwości, wystarczali dawni bogowie. Lecz stolica była głową Imperium, toteż cesarzom, nie mogącym, mimo kilku wieków represji, złamać chrześcijaństwa, a widzącym, że ono wciąż przybiera na sile - nie pozostawało nic innego jak przechwycić tę siłę i uczynić z niej religię państwową. W roku 313 Konstantyn Wielki zalegalizował chrześcijaństwo, a w 380 Teodozjusz Wielki uczynił chrześcijaństwo religią państwową Imperium.
Tu możemy wrócić do pytania: czy chrześcijaństwo było jedną z przyczyn upadku imperialnej Romy? Teza, że było, pojawia się w XVIII wieku, jako przypuszczenie, u Monteskiusza; rozwinie ją Wolter, zaś naukowo uzasadni Gibbon. Znaczna część dzisiejszych historyków kwestionuje taką sugestię (exemplum Francuz Marcel Simon, autor „Cywilizacji wczesnego chrześcijaństwa”). Podkreślają oni, że chrześcijanie nie atakowali państwowości Rzymu, gdyż sam Chrystus i apostołowie nie robili tego („- Oddaj co cesarskie cesarzowi” mówi Syn Boży, a w pismach św. Pawła znajduje się sporo nawoływań do respektowania władzy świeckiej, i to każdej - nie wolno jej zwalczać).
Paradoksem jest fakt, że chrześcijaństwo dopiero wówczas stało się czynnikiem mocno osłabiającym Imperium, gdy zostało religią państwową i główną siłą strukturalną Cesarstwa. Nie dlatego, że mianowało grzechem ciężkim zabójstwo, wzbraniając wiernym przelewania krwi jakichkolwiek bliźnich (również wrogów), co mogło osłabiać ducha legionów (Kościół dość szybko się wycofał z traktowania serio takich obostrzeń). Przyczyny były inne, dwie. Raz, że Kościół stał się siłą dominującą - garnęły się ku niemu najwartościowsze jednostki, co osłabiało siłę świeckich (również wojskowych) struktur (sam Simon musiał to przyznać: „Ludzie najbystrzejsi i najbardziej twórczy, którzy dawniej zostaliby wodzami, szefami prowincji albo doradcami cesarza - teraz pracowali nie dla państwa, lecz dla Kościoła. Wystąpiło zachwianie równowagi na niekorzyść państwa”). I dwa, że bardzo szybko po zwycięstwie chrześcijan eksplodowały wewnątrz Kościoła dzikie spory doktrynalne. Rozpoczęły się między chrześcijanami takie walki, iż historyk grecki, Ammianus Marcellinus, pisał wówczas (koniec wieku IV) przerażony: „Nawet krwiożercze bestie nie są wzajem dla siebie równie straszne co większość chrześcijan”. Te walki musiały osłabiać Imperium.


4. Krach ekonomiczny.
Już w pierwszej połowie XX stulecia historycy wskazywali krach gospodarki Rzymu jako istotną przyczynę upadku Cesarstwa - ale dopiero w drugiej połowie przyczyna ta wyszła na plan pierwszy. Trudno się dziwić. Kiedy światem wstrząsają wielkie kryzysy ekonomiczne (jak naftowy lat 70-ych), i gdy fatalnie funkcjonująca gospodarka rozkłada potęgę ZSRS - jest rzeczą naturalną, że w diagnozowaniu politycznego upadku mocarstwa priorytet zostaje przyznany ekonomii.
Pierwsze sygnały zbliżającego się załamania ekonomicznego Imperium dał III wiek. I załamanie przyszło. Miało różne oblicza:
♦ Gdy skończyła się era ekspansji (wszystko już zostało zdobyte, więc zniknęły aneksje) - urwał się regularny napływ łupów i tanich niewolników do ciężkich prac. Gospodarka rzymska zadrżała jak pod wpływem trzęsienia ziemi. Rzym musiał się teraz utrzymywać sam, i coraz częściej trapiły go kłopoty ekonomiczne.
♦ W państwie tak bardzo zurbanizowanym (ponad tysiąc miast) - prowadzona przez całe wieki rabunkowa gospodarka rolna i leśna musiała wreszcie wyjść bokiem mocarstwu. Spowodowała spustoszenie ekologiczne. Znaczną część żywności trzeba było importować z odległych regionów.
♦ Te odległe regiony to były dwa „spichlerze Imperium”: Dolina Nilu i Północna Afryka (dzisiejsze Tunezja i Algieria). Kiedy opanowali ją Wandalowie - przywóz żywności stamtąd ustał. Półwysep Apeniński musiał się w końcu żywić samodzielnie. Wszelako (co jest typowe dla rozwiniętych cywilizacji) - ludność wiejska, woląc lżejsze życie miejskie, parła do miast, zaś wyludnianie się wsi skutkowało zmniejszaniem rolniczych areałów.
♦ Sytuację pogarszała depopulacja (zmniejszanie się liczby ludności) wskutek niżu demograficznego (drugi charakterystyczny rys rozwiniętych cywilizacji), oraz wskutek kolejnych epidemicznych plag nękających ludność.
♦ Naturalnym biegiem rzeczy towarzyszyła temu rosnąca inflacja, a gdy dla ratunku zbytnio zwiększono podaż pieniędzy (coraz nikczemniejszych - już nie srebrnych, lecz miedzianych) - tzw. inflacja galopująca.
W sumarycznym efekcie - jak zakonkludował Werner Raith - „nastąpiła katastrofa gospodarcza niebywałych rozmiarów”.


5. Ekspansja barbarzyńców.
Tak osłabione duchowo i materialnie Imperium stało się w V wieku nieomal bezbronnym łupem barbarzyńców. Ściślej mówiąc: Imperium Zachodu, gdyż były już wtedy (od końca wieku IV) dwa Cesarstwa - Wschodnie (Bizancjum) i Zachodnie. Właśnie o Cesarstwie Zachodnim myślał francuski historyk, Fran@cois Fontaine, pisząc: „Cesarstwo Rzymskie, po osłabieniu od wewnątrz, w końcu zginęło dzięki raptownemu pęknięciu wszystkich barier obronnych - moralnych, prawnych, kulturowych, instytucjonalnych i gospodarczych. Było to coś na kształt politycznego AIDS”.
Barbarzyńcy wymierzyli dumnej Romie definitywny cios. W V wieku kilkakrotnie łupili stolicę Cesarstwa (skutkiem czego - z ponad miliona mieszkańców miasta Rzym przetrwało ledwie czternaście tysięcy!). Któreś zdobycie „matki miast” musiało być ostatnim, a potem rozwiał się - jak pył antycznych ruin - ślad państwa cezarów mienionego „całym światem”, i zapadła długa europejska noc* [* - Analizujący sam tylko próg tego mediewalnego mroku polski historyk, C. S. Bartnik („Nadzieje upadającego Rzymu”, 1982), pisze o „grozie czasu” i wymienia: „upadek miast”, „nieustanne walki między dygnitarzami regionalnymi, różnego rodzaju uzurpatorami, itp.”, „rozprzężenie administracji”, „chaos, strach, niepewność jutra i zniechęcenie wobec wszelkich wyższych idei”, „masowe ucieczki do mniszych wspólnot”, „front walki między chrześcijaństwem a pogaństwem”, etc, etc, puentując: „Życie ówczesnych Rzymian stawało się niepewne, ciężkie, beznadziejne i przeważnie krótkie”.].
W oblężonej po raz ostatni stolicy Cesarstwa byli jeszcze ludzie karmiący się nadzieją, iż gdzieś między rozległymi rubieżami Europy przetrwała niewielka choćby enklawa z resztką blasku Imperium, jeden zbawienny azyl, który jakimś cudem kataklizmowi się oparł lub został szczęśliwie ominięty przez trąbę powietrzną dziejów, jedna wyspa „Pax Romana”, której nie zalały fale barbarzyńców - mikroskopijna reduta raju wszędzie indziej już utraconego. I że chcąc się wybawić - trzeba tam dotrzeć. Tak powstał mit „ostatniego legionu”. Szeptano, iż legion ten trwa wśród masywów górskich Hiszpanii, ale mówiono również, że ukrył się na pustkowiach Dacji, bądź Bitynii, bądź blisko brzegów północnego morza. Nikt nie wiedział gdzie. Próbowało go znaleźć kilka grup ludzi, którzy wymknęli się z miasta sekretnymi lukami w pierścieniu oblężenia lub przebili ów pierścień siłą. Członek jednej z nich (wówczas młody skryba, a później benedyktyński mnich, brat Sabinus) zostawił u schyłku żywota (VI wiek) diariusz opisujący tę drogę do mitycznego Edenu, mającego być ostatnim bastionem Cesarstwa, klasyczną utopią szczęśliwości na bezkresnym morzu Europy barbarzyńskiej.
Legenda o „ostatnim legionie” i o śmiałkach szukających tej enklawy żyła bardzo długo. Jeszcze w XII wieku trubadurzy układali pieśni na ten temat, a wędrowni komedianci grali pantomimy wskrzeszające mit „ostatniego legionu” dla gawiedzi głodnej cudowności i bajek grzejących zmarznięte serca.



wtorek, 28 października 2008

Na konowałów

Ostatnie dni znowu przyniosły kolejną odsłonę niekończącej się tragifarsy pt. reforma służby zdrowia: znowu kolejny protest i ewakuacja. Lekarze, kreują się w tym kontekście jako ofiary bezdusznej biurokracji. Jednakże to faktycznie oni sami są częścią problemu. To właśnie lobby ordynatorsko-profesorskie najgłośniej sprzeciwia się prywatyzacji i wiążącej się z tym racjonalizacji zarządzania służbą zdrowia. Nie powinno nas to dziwić - w szpitalach lekarzy jest za dużo. Brak natomiast personelu pielęgniarskiego. Przy tej okazji stosownym wydaje się zacytować nagrobną inskrypcję, o której Pliniusz Starszy wspomina w jednym ze swych dzieł: "Umarłem od nazbyt wielkiej ilości lekarzy". Przekazanie szpitali sektorowi prywatnemu sprawi, iż ordynatorzy, "udzielni władcy dzielnicowi", stracą swoją uprzywilejowaną pozycję jako dotąd mieli wobec dyrektorów szpitali. Uchowają się tylko najzdolniejsi - reszta szarogęszących się "panów życia i śmierci", w istocie miernot, pójdzie na bruk.

***


"Pewien lekarz przysłał mi swojego drogiego syna, aby ten przyswoił sobie u mnie zasadnicze wiadomości z literatury. Kiedy chłopiec poznał "Gniew opiewaj", "zadał bóle tysiączne" i trzeci dalszy wiersz: "wiele dusz dzielnych zesłał do Hadesu", ojciec przestał go przysyłać do mnie na naukę. Ujrzawszy mnie powiedział: "Dzięki stokrotne, mój przyjacielu! Ale chłopiec moze się tego uczyć w domu. Bo i ja zsyłam liczne dusze do Hadesu i w tym celu wcale nie potrzebuję gramatyka"

Lukian, Epigramy III

***

Został lekarz Dyaul grabarzem w potrzebie -
I - pod zmienioną firmą - jak grzebał, tak grzebie.



Marcjalis

poniedziałek, 27 października 2008

Nostalgia za "Złotym Wiekiem Islamu" a historia nauki



Autor: Syed Kamran Mirza

www.islam-watch.org
www.news.faithfreedom.org

7 listopad 2007


Złoty Wiek Islamu, zwykle umiejscawiany w okresie od połowy VIII wieku do połowy wieku XIII, to okres gdy uczeni i inżynierowie świata islamu (i to różnych religii: muzułmanie, chrześcijanie, żydzi, wyznawcy hinduizmu, itd.) w wybitny sposób przyczynili się do rozwoju sztuki, literatury, filozofii, nauk przyrodniczych i technologii, zarówno poprzez zabezpieczenie wcześniejszej wiedzy naukowej i jej wykorzystanie, jak też przez dodanie swoich, całkiem już nowych wynalazków i pomysłów. Urodzeni jako muzułmanie filozofowie i poeci, artyści i naukowcy, książęta i pracownicy, stworzyli unikalną kulturę, która w ostateczności wpłynęła na społeczeństwa na wszystkich kontynentach. „Złoty Wiek” kwitł naukowymi i intelektualnymi osiągnięciami, które potem zostały przekazane Europie i dalej rozwinięte w czasach europejskiego renesansu.

Ale co było prawdziwą siłą, dzięki której ten “Złoty Wiek” się przydarzył? Czy były nią pisma islamu, czyli ślepej wiary w Allaha? Czy też siłą napędową był racjonalizm niektórych wolnomyślicieli? Odpowiedź na to pytanie jest głównym tematem tego długiego artykułu.


Islam jest jedyną religią, która rości sobie prawa do objęcia we władanie wszystkich dóbr tej planety. Muzułmanie uważają, że islam jest najlepszą i prawdziwą religią pochodzącą od Allaha (Boga), a oni są najlepszymi istotami ludzkimi, przy czym Allah kocha tylko muzułmanów. Najbardziej pobożni fanatyczni muzułmanie oraz znaczny procent łatwowiernych muzułmanów z ogólnej populacji wykazują też specyficzny rodzaj nostalgii za tzw. „ Złotym Wiekiem Islamu”. Muzułmanie z naciskiem obwiniają dziś zarówno cywilizację zachodu, jak i w szczególności amerykańskie supermocarstwo o wszystkie problemy swych własnych krajów. Celowo i rozmyślnie mówią o minionych historycznych dniach chwały (złotym wieku) islamskiego kalifatu po to, by pobudzić muzułmańskie masy do zjednoczenia i walki z cywilizacją zachodu i po to, by przywrócić minioną chwałę „Złotego Wieku Islamu”.


Ta nie mająca nigdy końca islamska nostalgia jest zakorzeniona tak głęboko w umysłach muzułmanów, że działa jak jakaś nieuleczalna choroba, jak rak. I chociaż na świecie istnieje wiele państw muzułmańskich, takich jak Arabia Saudyjska, Iran, rządzony przez talibów Afganistan, Sudan, itd., które są lub były rządzone przez ścisłe islamskie lub półislamskie prawa, a które nie są w stanie przywrócić „Złotego Wieku Islamu” z ich marzeń – to jednak, kiedy się ich zapyta, muzułmanie odpowiadają: „Och, nie; te kraje nie są rządzone przez czysty islam!”, tj. to nie są czysto islamskie państwa. W ich rozumieniu to będzie możliwe dopiero, gdy ustanowiony zostanie Islamski Kalifat, taki jak za czasów Proroka Mahometa i jego czterech Prawowiernych Kalifów (ściśle naśladujących Mahometa), Abu Bakr’a, Omar’a, Uthman’a oraz Ali’ego, którzy rządzili po Mahomecie (stosując szariat ściśle według zasad Koranu), który to kalifat rozwiąże wszystkie ich problemy po wieczne czasy.


Kilku zachodnich hipokrytów, takich jak Maurice Bucailee czy Prof. Keith Moore, poprzez nieuczciwe i pozbawione wszelkich skrupułów „odkrycie” (za pieniądze) w Koranie rzekomych, a faktycznie nieistniejących tam teorii naukowych, dodało sił islamskim fanatykom sił do ich marzeń o nowym “Złotym Wieku”. Oszustwo, że w Koranie rzekomo odkryto teorie naukowe dało podwaliny pod utopijną bzdurę, że Koran to autentyczne słowa Allaha, którą to bzdurę tysiące wychowanych na zachodzie islamistów używa jako swojej największej propagandowej “bomby lub przynęty” po to tylko, by wpędzić łatwowierne muzułmańskie społeczeństwo z powrotem do VII wieku.


Islamiści chwalą się wieloma luminarzami nauki, którzy urodzili się jako muzułmanie (a są odpowiedzialni za tzw. “Złoty Wiek Islamu”), entuzjastycznie określając ich mianem “islamskich naukowców” oraz nazywając ich osiągnięcia “ nauką islamską”. Według nich ci dawni luminarze, z urodzenia muzułmanie, są wynikiem działania religii islamu, będąc rzekomo pobożnymi muzułmanami, a ich sukcesy są rezultatem stosowania nauk islamu. Chcą użyć tego jako oczywistego dowodu, że islam jest prawdziwą i pochodzącą od Boga religią. Ci wykształceni na zachodzie muzułmańscy hipokryci próbują wyprać umysły łatwowiernym masom muzułmańskim i skłonić ich do uwierzenia, że „islam w istocie doprowadził do powstania nauki i do współczesnego rozwoju naszego świata”.


Od ponad 30 lat zajmuję się nauką, ale – niestety - nigdy nie znalazłem żadnej naukowej teorii, która by była odkryta dzięki którejkolwiek ze światowych religii. Oznacza to, że nigdzie nie natrafiłem na naukę islamską, chrześcijańską, czy hinduską. Jedyne czego się nauczyłem, to tego, że żadna religia nie może uważać nauki za swoją własność. Przez całe moje życie słyszałem, że religia i nauka nie mieszają się i nie pasują dobrze do siebie. Niektórzy mogą nawet powiedzieć, że nauka i religia nie zgadzają się ze sobą. Co więcej, niektórzy ludzie o ekstremalnych poglądach mogą brutalnie stwierdzić, że nauka i religia są swoimi nieprzyjaciółmi. Nauczyłem się też, że jeśli wierzę nauce, to trudno jest uwierzyć w religijne dogmaty. Oznacza to, że te dwie rzeczy (religia i nauka) są tak jak olej i woda – nie da się ich zmieszać. W większości religijnych szkół (w madrasach) państw muzułmańskich zakazane jest studiowanie nauk przyrodniczych.
Weźmy na przykład teorię ewolucji Sir Charles’a Darwin’a. Choć jest ona szeroko i w pełni uznana przez współczesną naukę, ludziom religijnym bardzo trudno jest przyjąć wnioski Darwina. Dlatego też można uznać, że wykształceni na zachodzie muzułmanie i mułłowie całego świata nie wierzą w stu procentach w ewolucję. Cóż więc niby ma uczynić naukę i religię dobrą parą?


We wstępie do książki Dr. Parvez’a Hoodboy’a ( wykształconego w Massachusetts Institute of Technology fizyka jądrowego), pakistański laureat nagrody Nobla, fizyk DR. ABDUS SALAM napisał:

„Istnieje tylko jedna uniwersalna Nauka; jej problemy i metody są międzynarodowe, i nie ma czegoś takiego jak nauka islamska, tak samo jak nie istnieje nauka hinduistyczna, nauka żydowska, nauka konfucjańska, czy nauka chrześcijańska”.

Tak więc posiadający muzułmańskie korzenie laureat nagrody Nobla, Dr Abdus Salam, również twierdzi, że nie istnieje nauka, która by przynależała do którejkolwiek z religii. Interesujące jest jednak, że w rezultacie “pobożnych życzeń” islamistów tego świata Dr Salam również został uznany za „islamskiego naukowca”. Oczywiście stało się to dopiero po tym jak dostał on nagrodę Nobla. Wcześniej był kafirem. Cały świat wie, że Pakistan oficjalnie zadeklarował, że muzułmanie Ahmadiyya są kafirami. Ponieważ Dr. Salam był synem Ahmadiyya (Kadiani), był z pewnością kafirem. Ale w oczach muzułmanów po otrzymaniu nagrody Nobla Dr Salam nagle stał się pobożnym muzułmaninem. Prawdziwy cud! Niektórzy nadgorliwi islamiści nazwali osiągnięcie Salama “nauką islamską”. Pytanie: jak nauka może zawierać jakąś religię? Dr. Salam (syn muzułmanina Ahmadiyya) oraz Dr. Weinberg (ateista) dostali tę nagrodę Nobla (za odkrycie teorii “unifikującej słabe i elektromagnetyczne oddziaływania”) razem. Czy to jest wobec tego „nauka islamska”, czy „nauka ateistyczna”? Jak mamy ją nazwać?


Abbasydzcy Kalifowie - Liberalni Wolnomyśliciele

Tak zwany “Złoty Wiek Islamu” był rezultatem sukcesu pewnej liczby wolnomyślicieli, z urodzenia muzułmanów, w czasie panowania dynastii kalifów abbasydzkich, również liberalnych wolnomyślicieli. Siódmy kalif abbasydzki, al-Ma’mun (813-833), był jeszcze większym opiekunem edukacji i nauki niż Harun al-Rashid. Dołożył wielkich starań, by sprowadzić greckie manuskrypty; w tym celu wysłał nawet poselstwo do bizantyjskiego cesarza Leona Armeńskiego (813 - 890) . Nakazał też przetłumaczenie tych manuskryptów. W Bagdadzie zorganizował rodzaj akademii naukowej zwanej Domem Mądrości (Bayt al-hilkma), w skład której wchodziła biblioteka i obserwatorium. Zachęcał uczonych różnych rodzajów (różnych religii), a pod jego opieką wykonano olbrzymią ilość pracy naukowej. Było to najambitniejsze przedsięwzięcie tego rodzaju od czasu założenia Muzeum Aleksandryjskiego (w pierwszej połowie trzeciego stulecia p.n.e.).


Al-Ma’mun ‘Abdallah al-Ma’mun’ urodził się w Bagdadzie w roku 786, a zmarł w pobliżu Tarsu w roku 833. Al-Ma’mun był siódmym i największym kalifem abbasydzkim (813-833). Jego matka i żona były Persjankami, co tłumaczy jego skłonności do wszystkiego co perskie i alidzkie. Był gorącym mutazylitą, i próbował przemocą wprowadzać swoje poglądy. Napisał cztery długie listy, by wyjaśnić, że Koran został stworzony, i z okrucieństwem karał tych, którzy ośmielili się mieć inne poglądy (np. Ibn Hannibala). Tak więc w wyjątkowy sposób łączył wolnomyślicielstwo i nietolerancję. Prześladując tych, którzy protestowali przeciw mutazylityzmowi, jednocześnie na swoim dworze mile widział żydów i chrześcijan.


Słynni luminarze islamskiego złotego wieku

Prześledźmy teraz historię życia niektórych najsławniejszych luminarzy islamskiego “Złotego Wieku” po to, by ocenić czy prawdą historyczną jest, że ci wolnomyśliciele, z urodzenia muzułmanie, naprawdę wierzyli w islam, czy jakąkolwiek inną religię. Zobaczymy też, czy nauki islamu w jakikolwiek sposób wpłynęły lub przyczyniły się (jak błędnie wierzy większość islamistów) do sukcesu średniowiecznych muzułmańskich uczonych. Poznajmy religijne tendencje (jeśli takowe były) najsławniejszych z tzw. islamskich uczonych i myślicieli:


1. Abu Bakr Muhammad ibn Zakariya al-Razi (865-925): był perskim lekarzem, filozofem i uczonym. Według al-Biruni’ego urodził się w Rayy, w Iranie w roku 865 n.e. i zmarł tam w roku 925. Był on prawdopodobnie największym w całym islamskim świecie uczonym, który urodził się jako muzułmanin. Był jednym z największych lekarzy wszystkich czasów. Al-Razi osiągnął szereg podstawowych i trwałych rezultatów w dziedzinie medycyny, alchemii i filozofii , opisanych w ponad 184 książkach i artykułach dotyczących różnych dziedzin wiedzy. Był dobrze zaznajomiony z grecką i hinduską wiedzą medyczną dodając do nich szereg istotnych informacji opartych na jego własnych obserwacjach. Jest autorem monumentalnej encyklopedii al Hawi, nad którą pracował przez piętnaście lat. Posłuchajmy teraz co al-Razi myśli o religiach w ogólności.

O religii: Al-Razi napisał trzy książki dotyczące religii: (1) Oszukańcze sztuczki Proroka, (2) Oszustwa tych co głoszą, że są prorokami, oraz (3) O fałszywości religii objawionych. Przedstawił bardzo ostrą krytykę religii, w szczególności tych religii, które twierdzą, że powstały w wyniku proroczych objawień.

O prorokach al-Razi napisał: “Prorocy — te kozły z długimi brodami (jak z pogardą nazywa ich Ar Razi) — nie mogą rościć sobie praw do jakiejkolwiek intelektualnej lub duchowej wyższości: „Te kozły udają, że przychodzą z wiadomością od Boga, męcząc się przy tym strasznie przy wypluwaniu swoich kłamstw, i narzucając masom ślepe posłuszeństwo wobec słów pana”. „Cuda proroków to oparte na trikach oszustwa, lub też historie o nich są kłamstwem. Fałsz tego co mówią wszyscy prorocy jest oczywisty przez to, że są ze sobą w sprzeczności: jeden mówi to czemu drugi zaprzecza, a jednak każdy z nich twierdzi, że jako jedyny posiadł prawdę; i tak Nowy Testament przeczy Torze, a Koran Nowemu Testamentowi. A co do Koranu, to jest to tylko wybrana mieszanka „absurdalnych i sprzecznych bajek”, o której twierdzą, o ironio, że jest nie do podrobienia, podczas gdy w rzeczywistości jego językowi, stylowi, i tak bardzo chwalonej “elokwencji” daleko do bycia bezbłędnymi.” Jak podaje Albert Hourani, “Ar Razi podkreślał rolę rozumu jako jedynego przewodnika, i odrzucał objawienie jako fałszywe, a religię jako niebezpieczną.”

O idei boskiego posłańca al-Razi mówił tak: “Na jakiej podstawie uważasz za konieczne, żeby Bóg - przekazując objawienie - wybierał tylko pewnych ludzi; na jakiej podstawie uważasz, że powinien on stawiać ich ponad innymi ludźmi, że powinien on wyznaczać ich do tego by byli przewodnikami innych ludzi, oraz by inni ludzie byli od nich zależni?” Al-Razi argumentował, że byłoby to nielogiczne, by Bóg objawiał się tylko nielicznym wybranym. Bóg nie powinien wywyższać niektórych ludzi ponad innych, i nie powinno być między nimi ani rywalizacji ani niezgody, która mogłaby ich doprowadzić do zguby. W kwestii związku między przemocą a religią, Al-Razi twierdził, że “Bóg musiał wiedzieć, biorąc pod uwagę liczne niezgodności między różnymi religiami, że doprowadzą one do wielkich nieszczęść, i że ludzie będą ginąć wskutek wzajemnej wrogości i walk. W istocie, jak to wiemy, w ten sposób zginęło bardzo wiele ludzi”.

Był również bardzo krytyczny w stosunku do braku zainteresowania zwolenników religii racjonalną analizą ich wierzeń, oraz w stosunku do gwałtownej reakcji pojawiającej się zamiast takiej analizy. “Jeśli ludzie tej religii są zapytani o dowód jej poprawności, natychmiast wybuchają, złoszczą się i przelewają krew każdego, kto zada im to pytanie. Nie dopuszczają do racjonalnej dyskusji, dążą do zabicia swoich przeciwników. Dlatego prawda stała się gruntownie wyciszona i ukryta. Al-nazwisko stąd a stąd..”

Razi wierzył, że zwykli ludzie zostali przekabaceni do przyjęcia wiary przez przywódców religijnych i przez status quo. Wierzył, że ci przywódcy potrafili w ciągły sposób oszukiwać zwykłych ludzi, gdyż “ludzie religijni byli przez długi czas przyzwyczajani do dominacji przywódców i do tego się przyzwyczaili”. Byli bowiem oszukani brodami tych siedzących na ich obradach baranów, którzy niszczyli sobie gardła opowiadaniem kłamstw, bezsensownymi mitami oraz stwierdzeniami typu „taki-to-a-taki powiedział nam w imię tego-to-a-tego...”

Razi wierzył, że istnienie dużej liczby różnej religii jest samo w sobie dowodem, że zostały one wymyślone przez człowieka, mówiąc “Jezus twierdził, że jest synem Boga, podczas gdy Mojżesz twierdził, że Bóg nie ma syna, a Mahomet twierdził, że Jezus został stworzony tak jak wszyscy pozostali ludzie”, a “Mani i Zoroaster nie zgadzali się z Mojżeszem, Jezusem i Mahometem w kwestii Jedynego i Wiecznego, stworzenia świata, i powodów dla którcyh istnieje dobro i zło.” Mówiąc o hebrajskim Bogu wymagającym ofiar powiedział „To brzmi raczej jak słowa potrzebujących niż jak słowa Samowystarczalnego, Jedynego i Pełnego Chwały.


Zapytany czy filozof może wyznawać religię objawioną, al-Razi odpowiada:

Jakże można myśleć w sposób filozoficzny, gdy słucha się opartych na sprzecznościach opowiastek starych żon, których ignorancji i dogmatyzmu nie da się zmienić? Łagodność charakteru, przyjazne nastawienie i czystość umysłu znajduje się u ludzi zdolnych do głębokiego myślenia o wielu sprawach i trudnych do zrozumienia naukowych detalach.

W kwestii Koranu al-Razi powiedział: “Twierdzicie, że istnieje cud [absolutnie] przekonywujący i że jest on ogólnie dostępny, a mianowicie, że jest nim Koran. Mówicie: “Ktokolwiek temu zaprzecza, niech stworzy coś podobnego [do Koranu].” W istocie, można jednak wyprodukować tysiąc podobnych mu [tekstów] korzystając z prac retoryków, wielkich mówców i mężnych poetów, których to teksty są przy tym lepiej ubrane w słowa i wyrażają myśli w sposób bardziej zwięzły. Lepiej też przekazują znaczenie, a rytm ich rymów jest lepszy… Na Boga, to co twierdzicie jest zadziwiające. Mówicie o tekście, który relacjonuje stare mity, a jednocześnie jest pełen sprzeczności i nie zawiera żadnej użytecznej informacji lub wyjaśnienia. Na co oni powtarzają swoje: “Napiszcie coś takiego”


Zwyczaje, tradycje i umysłowe lenistwo prowadzi ludzi do ślepego naśladowania religijnych przywódców. Religie były jedyną przyczyną krwawych wojen które pustoszyły ziemię. Religie były też w zdecydowany sposób wrogie filozoficznym spekulacjom i naukowym badaniom. Tak zwane święte księgi są bezwartościowe, nadto spowodowały one więcej szkody niż pożytku, podczas gdy pisma starożytnych mędrców takich jak Platon, Arystoteles, Euklides i Hipokrates znacznie bardziej przysłużyły się ludzkości”


O religijnych dewotach al-Razi napisał: “Ludzie gromadzący się wokół przywódców religijnych są albo słabego umysłu, albo są to kobiety lub ludzie dorastający. Religia tłumi prawdę i wspiera wrogość. Jeśli jakaś książka sama w sobie ma być dowodem, że jest ona prawdziwym objawieniem, to traktaty o geometrii, astronomii, medycynie i logice spełniają to wymaganie znacznie lepiej niż Koran.”


Swoimi poglądami na religię w ogólności i islam w szczególności zarobił sobie na publiczne potępienie za bluźnierstwo. Wrogość Al-Razi’ego w stosunku do wiary islamskiej rozgniewała nawet niektórych wybitnych myślicieli świata islamskiego o całkiem liberalnych poglądach, w tym Al-Biruni’ego. Z jego druzgocącej krytyki religii objawionych pozostały tylko drobne fragmenty w krytyce jego książki napisanej przez ismailickiego autora. Z powyższego jasno wynika, że największy umysł islamskiego złotego wieku wcale nie był przyjazny w stosunku do islamu. Prawie wszystkie filozoficzne książki Ar Razi’ego zostały zniszczone przez siłę wracającego do życia islamskiego ciemnogrodu.


2. Awicenna lub Ibn Sina (973-1037): Wielki filozof, lekarz i uczony, Abu Ali Sina, z pochodzenia Uzbek, znany na zachodzie jako Awicenna. Jego “wielkim wkładem do nauk medycznych była słynna książka al-Qanun, znana na zachodzie jako “Canon”. Qanun fi al-Tibb jest olbrzymią encyklopedią medyczną, zawierającą ponad milion słów. Dostarcza ona przeglądu całej wiedzy medycznej dostępnej ze źródeł starożytnych i muzułmańskich. Dzięki swojemu systematycznemu podejściu, formalnej perfekcji i wewnętrznym wartościom Qanun zastąpił takie dzieła jak Hawi Razi’ego, Maliki Ali Ibn Abbas’a, a nawet prace Galena; encyclopedia ta królowała przez sześć stuleci. (1) Na Uniwersytecie Bolońskim książki tej używano jako podręcznika dla studentów medycyny aż do XVII stulecia.

“Filozofia Awicenny była oparta na połączeniu Arystotelianizmu i Neoplatonizmu. W przeciwieństwie do ortodoksyjnej myśli islamskiej, Awicenna twierdził, że nie istnieje nieśmiertelność dusz, że Bóg nie jest zainteresowany pojedynczymi ludźmi, oraz, że świat został stworzony w czasie. Uważał, że filozofia stoi wyżej niż teologia. W swoich komentarzach dotyczących teologii, mówił o Bogu, stworzeniu, aniołach itp., a wiele z jego poglądów w tych kwestiach było w oczywistej sprzeczności z koncepcjami głoszonymi przez islamską teologię. Odrzucał podstawową islamską doktrynę o zmartwychwstaniu pod postacią normalnego ciała. Odrzucał też w całości religie, w tym islam, jako kłamstwa. Jednakże, ponieważ Ibn Sina za swą ojczyznę uważał Chorezm, nie da się tu wykluczyć, że na jego filozofię mogły wpływać buddyzm, zorostrianizm i hinduizm. Z powodu swoich poglądów Awicenna stał się głównym celem ataków islamskiego filozofa al-Ghazali’ego i został nawet nazwany “apostatą.”


3. Al-Ma’arri, (973-1057): wielki syryjski filozof, poeta, sceptyk i wolnomyśliciel znany też jako Lukrecjusz Wschodu, al-Ma’arri urodził się w Syrii i oślepł w wieku pięciu lat. Al-Ma’arri nienawidził wszelkich religii, a islamu w szczególności. Potępiając wszelkie religie napisał takie oto wersety:


“Religie to trujące chwasty i bajki wymyślone przez starożytnych,
bez żadnej wartości poza tą, jaką mają dla tych,
którzy wykorzystują łatwowierne masy.”


„Muzułmanie się potykają, chrześcijanie na manowcach,
Żydzi w ostępach, magowie daleko na błędnej drodze.
My śmiertelnicy dzielimy się na dwie wielkie szkoły:
Oświeconych łajdaków, lub religijnych głupców…”


Swoją pogardę dla wszelkich religii i ich proroków Ma’arri wyraził w ten sposób:


“Nie uważajcie tego co mówią prorocy za prawdę. Ludzie żyli w przyzwoitych warunkach, aż przyszli prorocy i popsuli życie. . “Święte księgi” są tylko zbiorem bajek bez pokrycia, które każdy wiek mógł wyprodukować i faktycznie wyprodukował.”


“Prorocy też do nas przychodzą by nauczać,
To samo czego nauczają ci z ambon;
Modlą się, zabijają, i umierają, a jednak
Nasze bolączki pzostają nietknięte jak kamienie na plaży.


Mahomet albo Mesjasz! Usłyszcie mnie,
Cała prawda nie może być ani tu, ani tam;
Nie widzę, jak mógł nasz Bóg, który stworzył słońce i księżyc
Przekazać całe swe światło tylko Jednemu.”


Al-Ma’arri dalej stwierdza, że tak zwane święte obrzędy oraz wiara są oszukańczym wynalazkiem nieuczciwych i chciwych ludzi:


Och głupcy, obudźcie się! Święte obrzędy
To nic więcej jak oszustwo wymyślone przez ludzi z przeszłości,
Którzy pragnęli bogactw i zaspokoili swą chciwość,
A kiedy umarli ich prawem teraz jest proch.


Al-Ma’arri nazywa święte księgi fikcją i fałszerstwem i uważa “rozum” za jedyną metodę dotarcia do prawdy:

Recytują swe święte księgi, choć fakty mówią mi,
że księgi te to fikcja od początku do końca.
Rozumie, Ty Jeden mówisz prawdę.
Niech zginą głupcy, którzy stworzyli fałsz religii lub je interpretowali!


4. Omar Khayyam (1048-1122):

Był on jednym z największych matematyków, astronomów i poetów Iranu, a jego Ruba’iyat (czterowiersze) są przetłumaczone na większość języków świata, zdobywając ogólne uznanie wszystkich. Omar Khayyam był epikurejskim filozofem, racjonalistycznym sceptykiem, wolnomyślicielem, który szedł śladami greckiej filozofii; w pogardzie miał też religie, a w szczególności islam. Jego poglądy na islam były w jaskrawej niezgodzie z podstawowymi nakazami islamu. Nie zgadzał się ze stwierdzeniem, że każde zdarzenie i każde zjawisko wynikało z działania Allaha. Nie wierzył w zmartwychwstanie, Sąd Ostateczny czy też nagrody i kary w rzekomym życiu pozagrobowym. Był filozofem przyrody utrzymującym, że wszystkie obserwowane na ziemi zjawiska rządzone są prawami przyrody.

Przytoczony niżej wiersz - pochodzący z jego słynnych Rubayyat - klarownie przedstawia jego punkt widzenia, zdecydowanie preferujący wolnomyślicielską racjonalną filozofię grecką ponad oparte na ślepej wierze teologiczne doktryny islamu:

„Gdyby madrasy tych pijaków
Stały się instytucjami edukacyjnymi
Uczącymi filozofii
Epikura, Platona i Arystotelesa;

Gdyby miejsca pobytu i mauzolea Peer i Derwisz
Przemieniono w instytucje badawcze,

Gdyby ludzie zamiast ślepo wierzyć religii
Kultywowali etykę,

Gdyby miejsca oddawania czci zostały zamienione
W centra nauczania wszystkich akademickich specjalności,

Gdyby zamiast studiowania religii ludzie
Poświęcali się by rozwijać matematykę – algebrę,

Gdyby logika nauki zajęła miejsce
sufizmu, wiary i przesądów

Religia, która dzieli ludzkość
Zostałaby zastąpiona przez humanizm,....

Wtedy świat zamieniłby sie w niebo,
Świat po drugiej stronie by wygasł
Świat stałby się pełen
Miłości-uczucia-wolności-radości,

I nie ma co do tego żadnej wątpliwości.”

Edward Fitzgerald tymi słowami podsumowuje wspaniały charakter Omara Khayyama i jego filozofii:

“...Epikurejska śmiałość myśli i mowy Omara spowodowała, że w owych czasach spotykał się w swoim kraju z podejrzliwością. Mówi się, że szczególnie nienawidzącymi i obawiającymi się go byli wyznawcy sufizmu, których praktyki wyśmiewał, a których wiara była niewiele silniejsza od jego wiary, kiedy to się ją obedrze z mistycyzmu i formalnego uznania islamu, pod którą to przykrywką Omar się nie chował.”

Khayyam nie wierzył w jakikolwiek inny świat niż ten istniejący wokół nas. Był bardziej zainteresowany zwykłymi przyjemnościami ziemskiego życia niż niejasnym światem nieznanego. Był wybitnym agnostykiem “preferującym ukojenie duszy zmysłami poprzez akceptację rzeczy takich jakimi je widział, a nie poprzez nadaremne martwienie się niepewnością jakie by to one mogły być.”


Oto kilka przykładów czterowierszy Omara przetłumaczonych przez Fitzgeralda


„Niektórzy wzdychają to sław tego świata; inni
czekają na wejście do raju Proroka;
Ejże, weź pieniądze, i niech one płyną
Nie bacz na odgłos odległego bębna!
Dlaczegóż to wszyscy święci i mędrcy, którzy dyskutowali
Tak uczenie o dwóch światach, są potraktowani
Jak głupi Prorocy; ich słowa pogardy
Rozproszone, ich usta zatkane prochem.
W marzeniach, gdy lewa ręka świtu wstąpiła na niebo,
Usłyszałem głos w krzyku tawerny:
‘Obudźcie się, moi mali, i napełnijcie kielich
Zanim wino życia wyschnie w swoim kielichu”


5. Ibn Rushd (1126-1198): Ten wielki umysł urodził się w hiszpańskiej Andaluzji i był wielkim filozofem oraz uczonym, znanym w zachodnim świecie jako Awerroes. Jego wpływ na myśl europejską jest jednak zapominany zarówno przez Arabów jak i przez Europejczyków. Tym niemniej w wiekach XIII i XIV awerroizm cieszył się taką pozycją jak marksizm w wieku XIX. Ibn Rushd działał jako pośrednik między światami arabskim i zachodnim, komentując i interpretując greckich filozofów takich jak Arystoteles i Platon, czyniąc ich dostępnymi kulturze arabskiej. Arystotelesa uważał on za „Człowieka Doskonałego”. Był autorem bardzo obszernych komentarzy do dzieł Arystotelesa, czym zasłużył sobie na przydomek “Komentator”. Wyjaśniał Koran w języku Arystotelesa. W swych licznych pracach próbował też pośredniczyć między filozofią, a religią.


Religijni przywódcy nie zawsze chwalili jego prace; był potępiany za herezje przez chrześcijan, żydów i islamskich ortodoksów, a jego prace często były zakazywane i palone. W wyniku sprzeciwu, który przeciw jego pismom zgłaszali teologowie, Ibn Rushd stracił przychylność kalifa. Został oskarżony o herezję, był przesłuchiwany i wygnany do Luceny, blisko Kordoby. W tym samym czasie kalif nakazał spalenie książek filozofa, z wyjątkiem jego dzieł dotyczących medycyny, arytmetyki i podstaw astronomii (około r. 1195). Nieco poźniej kalif przywołał Ibn Rushda z wygnania wzywając go z powrotem do Marrakesh. Dzieła Ibn Rushda wzbudziły uwielbienie również w Europie, także wśród tych teologów, którzy widzieli w jego pismach niebezpieczeństwo dla wiary religijnej. W XIII stuleciu Ibn Rushd został potępiony przez biskupów Paryża, Oxfordu i Canterbury z powodów podobnych do tych, które spowodowały jego potępienie przez ortodoksyjnych muzułmanów w Hiszpanii.

Abu Yaqub, kalif Maroka, wezwał go do swojej stolicy i wyznaczył na swego medyka w Ibn Tufail’a. Syn Abu Yaquba, Yaqub al-Mansur utrzymywał Ibn Rushda przy sobie przez jakiś czas, ale wkrótce poglądy tego ostatniego na teologię i filozofię ściągnęły na niego gniew kalifa. Wszystkie jego książki, poza czysto naukowymi zostały spalone, a Ibn Rushd został wygnany do Luceny. Jednakże, w rezultacie interwencji szeregu ważnych uczonych, przebaczono mu po czterech latach i został z powrotem wezwany do Maroka w roku 1198; umarł jednak pod koniec tego samego roku. Ibn Rushd był liberałem, zwolennikiem wyzwolenia kobiet, i uważał, że znaczna część biedy i nieszczęść jego czasów była spowodowana tym, że kobiety były przetrzymywane jak zwierzęta lub rośliny domowe wyłącznie dla celów satysfakcji o bardzo wątpliwym charakterze, zamiast być dopuszczonymi do wzięcia udziału w wytwarzaniu dóbr materialnych i intelektualnych, i w opiece nad nimi.


6. Muhammad ibn Musa al-Khwarizmi (780-850): Urodził się w Khwarizmi (obecnie Khiva) w Uzbekistanie. Przez większość swego życia pracował jako uczony w Domu Mądrości (ustanowionym przez kalifa al-Mamuna) w Bagdadzie. Był perskim matematykiem, astronomem, astrologiem i geografem. Niektóre z jego prac były oparte na wcześniejszej astronomii perskiej i babilońskiej, na cyfrach hinduskich, oraz na źródłach greckich.

Jego Algebra była pierwszą książką o systematycznym rozwiązywaniu równań liniowych i kwadratowych. W rezultacie był uważany za ojca algebry, tytuł który dzieli z Diofantesem. Łacińskie tłumaczenia jego Arytmetyki, dotyczącej cyfr hinduskich, w XII wieku wprowadziły do świata zachodniego dziesiętny system pozycyjny. Poprawił i unowocześnił Geografię Ptolomeusza a także napisał szereg prac z dziedziny astronomii i astrologii. Jego prace miał wielki wpływ nie tylko na matematykę, ale także na język.

Większość pozycyjnych dziesiętnych systemów liczbowych w świecie pochodzi z Indii, gdzie po raz pierwszy wymyślono pojęcie zależnego od pozycji zapisu liczbowego. Indyjski system liczbowy znany jest na zachodzie pod nazwą hindusko-arabskiego, jako że do Europy dotarł dzięki Arabom.

Historia algebry: Chińczycy, Persowie, i mieszkańcy Indii używali algebry tysiące lat temu. Babilończycy, Egipcjanie i Grecy przyczynili się do wczesnego rozwoju algebry. Al-Khwarizmi, nauczyciel w szkole matematycznej w Bagdadzie, zebrał i ulepszył algebraiczne osiągnięcia wcześniejszych uczonych hinduskich i arabskich. Wśród jego prac jest też tłumaczenie naukowego manuskryptu napisanego po grecku oraz w sanskrycie.

Według historyka al-Tabari’ego—al-Khwarizmi był zwolennikiem starej zoroastriańskiej religii. Inni uważali go za ortodoksyjnego muzułmanina. Tym niemniej, al-Khwarizmi nigdy nie powiedział ani słowa o tym, że religia miała na niego jakikolwiek wpływ, ani też, że źródłem którejkolwiek teorii naukowej był Koran lub hadysy.


7. Al-Biruni (973-1048): urodzony w Khwarezm, Khorasan (obecnie Uzbekistan) Abu Rayhan Biruni, (ogólnie znany jako al-Biruni) z urodzenia Pers, był muzułmańskim uczonym o uniwersalnych zainteresowaniach. Był naukowcem i lekarzem, antropologiem, astronomem, astrologiem, encyklopedystą, historykiem, geografem, geologiem, matematykiem, filozofem, nauczycielem i podróżnikiem. Był pierwszym muzułmańskim uczonym, który studiował Indie i tradycje braministyczne i został nazwany ojcem Indologii. W teologii islamskiej al-Biruni przypisał Koranowi oddzielne i autonomiczne miejsce i utrzymywał, że Koran nie miesza się do spraw naukowych, ani też nie wtrąca się do królestwa nauki.


8. Yaqub ibn Ishaq al-Kindi (c. 801–873):

Al-Kindi urodził się w Kufa (obecnie Irak) i był uniwersalnym arabskim i muzułmańskim uczonym. Był filozofem, naukowcem, astrologiem, astronomem, chemikiem, matematykiem, muzykiem, lekarzem i fizykiem, znanym z uwagi na swoje wyjątkowe zainteresowanie filozofią grecką. Był on pierwszym wybitnym filozofem świata islamskiego, członkiem arabskiego plemienia Al-Kinda (dawniej chrześcijańskiego), oraz jedynym arabskim filozofem czystej krwi. Włoski renesansowy uczony Geralomo Cardano (1501–1575) uważał go za jednego z dwunastu największych umysłów Średniowiecza.

Al-Kindi stał się wybitną osobistością w Domu Mądrości, a kilku abbasydzkich kalifów zleciło mu nadzorowanie tłumaczeń naukowych i filozoficznych greckich tekstów na język arabski. Ten kontakt z “filozofią starożytnych” (jak często grecką filozofię nazywali muzułmańscy uczeni) miał głęboki wpływ na jego rozwój intelektualny, i doprowadził go do napisania szeregu oryginalnych własnych traktatów na tematy od metafizyki i etyki poprzez matematykę i filozofię do farmakologii. W dziedzinie matematyki al-Kindi odegrał kluczową rolę przy wprowadzaniu hinduskiej notacji liczbowej do świata muzułmańskiego i chrześcijańskiego.

Jego poglądy były zdominowane głównie filozofią neoplatońską m.inn. Proklusa, Plotinusa i Jana Filoponusa, choć wydaje się, że przyswoił sobie też idee z innych szkół hellenistycznych. Dawniej eksperci sądzili, że wpływ miała na niego mutazylicka szkoła teologii, z uwagi na wspólne zainteresowanie jakie zarówno on jak i ta szkoła wykazywali dla podtrzymania czystej jedności (tawhid) Boga. Obecnie jednak takie zbieżności uważane są za przypadkowe, gdyż dokładniejsze badania pokazują, że nie zgadzali się oni między sobą w całym szeregu innych równie ważnych kwestii.

W ciągu swego życia al-Kindi miał wiele szczęścia żyjąc pod patronatem pro-mutazylitycznych kalifów al-Ma’mun’a i al-Mu’tasim’a, co oznacza, że mógł ze względną łatwością prowadzić swoje spekulacje filozoficzne. Zmieniło się to w istotny sposób pod koniec jego życia, kiedy to al-Mutawakkil poparł bardziej ortodoksyjną szkołę Aszarycką, i rozpoczął prześladowania różnych nieortodoksyjnych szkół myślenia, w tym filozofów. Zaangażował się też w dyskusje z mutazylitami, których atakował za ich wiarę w atomy. Ale główną rolą jaką al-Kindi odegrał w konflikcie między filozofami i teologami było przygotowanie pola do debaty. Jak mówi Deborah Black, jego prace zawierały początki przyszłej kontrowersji, która się w pełni ukaże w “Niespójności Filozofów” al-Ghazali’ego.


9. Al-Farabi (870-950):

Turkmeński myśliciel Al-Farabi był największym naukowcem i filozofem świata islamskiego. Wśród uczonych Okresu Środkowego (wieki X i XI) al-Farabi był uważany za najbardziej arystotelesowskiego, i faktycznie był znany jako Drugi Nauczyciel (podczas gdy Arystoteles był Pierwszym Nauczycielem). W zauważalny sposób przyczynił się do rozwoju matematyki, filozofii, socjologii i muzyki. Inspirowany był platonizmem i neoplatonizmem, i był wielkim propagatorem arystotelesowskiej szkoły filozofii. Napisał bogate komentarze dotyczące Arystotelesa i – jak al-Razi, uważał rozum za ważniejszy od objawienia, argumentując za wcieleniem proroctw do filozofii. Według niego, jak cytuje go Nicholson, “…rozum winien rządzić życiem człowieka i kontrolować je. Zdecydowanie nie wierzył w doktryny zawarte w wierze islamskiej i pragnął, by można ją było zreformować pod kierunkiem filozofii. Był też wielkim filozofem polityki i można go z pewnością nazwać jednym z największych islamskich filozofów wszech czasów. Podczas gdy
jego nazwisko jest trochę przyćmione przez blask nazwiska Ibn Sina, warto pamiętać, że ten drugi był mniej oryginalny niż al-Farabi.


10. Geber Geber: (721-815):

Geber, albo Abu Musa Jabir ibn Hayyan, był wybitnym islamskim alchemikiem, farmaceutą, filozofem, astronomem i fizykiem. Przez Europejczyków był nazywany „ojcem arabskiej chemii”. Jego pochodzenie etniczne nie jest jasne, gdyż choć większość źródeł stwierdza, że był Arabem, niektóre opisują go jako Persa. Jabir urodził się w Tus, Khorasan, w Iranie, który w tym czasie był rządzony przez kalifat umajadzki. Był synem Hayyan al-Azdi, farmaceuty arabskiego plemienia Azd, które w czasie kalifatu Umajadów wyemigrowało z Jemenu do Kufa (we współczesnym Iraku).

Jabir jest sławny głównie dzięki swoim pracom w dziedzinie chemii. Podkreślał systematyczność doświadczeń, i uczynił bardzo wiele by uwolnić alchemię od przesądów i przekształcić ją w naukę. Przypisuje mu się wynalezienie wielu rodzajów obecnie podstawowych elementów wyposażenia laboratoryjnego, oraz odkrycie i opisanie wielu wszędzie obecnie używanych substancji i procesów chemicznych, takich jak chlorowodór i kwasy azotowe, oraz destylację i krystalizację, które stały się podstawą współczesnej chemii i inżynierii chemicznej. Alchemiczne badania Jabira były teoretycznie podbudowane skomplikowaną numerologią związaną z systemami pitagorejskim i neoplatońskim. W swych pismach Jabir oddaje hołd egipskim i greckim alchemikom: Hermesowi Trismegistusowi, Agatodaimonowi, Pitagorasowi, i Sokratesowi.

Jego książki miały wielki wpływ na średniowiecznych alchemików europejskich i służyły za uzasadnienie dla ich poszukiwań kamienia filozoficznego. Pomimo skłonności do mistycyzmu (uważano go za wyznawcę sufizmu) i przesądów, jasno zdawał sobie sprawę z roli doświadczenia, i głosił jego wagę. Jabir został alchemikiem na dworze kalifa Haruna al-Rashida, dla którego napisał Kitab al-Zuhra (“Księgę Wenus”, o “szlachetnej sztuce alchemii”). Dotyczące chemii dzieła Jabira przetłumaczono w średniowieczu na łacinę, i stały się one standardowymi tekstami europejskich alchemików.


11. Abulcasis (936-1013):

Abul Qasim Khalaf ibn al-Abbas al-Zahrawi (znany na zachodzie jako Abulcasis) był hiszpańskim filozofem muzułmańskim urodzonym w roku 936 n.e. w Zahra w sąsiedztwie Kordoby. Stał się jednym z najbardziej cenionych chirurgów okresu muzułmańskiego i był lekarzem hiszpańskiego króla Al-Hakam’a-II. Po długiej karierze lekarskiej, bogatej w szereg znaczących prac, umarł w roku 1013 n.e. Jest sławny głównie dzięki swoim wcześniejszym oryginalnym przełomowym osiągnięciom w chirurgii, a także dzięki swej słynnej encyklopedii medycznej zwanej Al-Tasrif, złożonej z trzydziestu tomów dotyczących różnych aspektów nauk medycznych. Uważany jest za ojca współczesnej chirurgii oraz za największego średniowiecznego chirurga islamu, którego bogate pisma medyczne, łączące medycynę arabską i nauki grecko-rzymskie kształtowały zarówno islamskie jak i europejskie procerury chirurgiczne aż do okresu renesansu. Jego największym wkładem jest Kitab al-Tasrif, 30-tomowa encyklopedia praktyki medycznej. Według Dr. Cambella (Hi
story of Arab Medicine), jego podstawy nauk medycznych przewyższały zasady Galena z europejskiego curriculum medycznego.


12. Abu Hamid al-Ghazali [także: Algazel] (450-505 AH) lub (1058-1111 n.e.): urodził sie i umarł w Tus, w prowincji Khorasan w Persji (obecnie Iran). Był jednym z największych muzułmańskich teologów, prawników, filozofów i mistyków XII wieku. Pisał na wiele tematów, w tym o sądownictwie, teologii, mistycyzmie i filozofii.

Imam Al-Ghazali jest szeroko znany dzięki olbrzymiej roli jaką odegrał w pokonaniu racjonalistycznego ruchu Mutazylitów i powrocie do czystego islamu. Jest ogólnie wiadomo, że sam Al-Ghazali zamierzał “zamknąć drzwi ijtihad” (procesu przy pomocy którego islamscy uczeni mogą tworzyć dla muzułmanów nowe reguły) zupełnie i na zawsze, co doprowadziło społeczeństwa islamskie do „zamarznięcia w czasie”. Prace krytykujące Al-Ghazali’ego (takie jak racjonalisty Ibn-Rushd’a), a także prace wszystkich starożytnych filozofów były w tych “zamarzniętych społeczeństwach” przez całe stulecia praktycznie zakazane. W rezultacie stracono wszelkie szanse na odnowę islamu. Poprzez gwałtowne odrzucenie Arystotelesa i Platona XI-wieczna książka Al-Ghazali’ego, zatytułowana “Niespójność filozofów” stała się w islamskiej epistemologii (badania przyrody, metody, ograniczenia oraz ważność wiedzy i wiary) gwałtownym skrętem i punktem krytycznym filozofii islamskiej. Książka ta ostro i bezpośrednio atakowała grupę islamskich filozofów (z VIII-XI wieków), a przede wszystkim Awicennę i Al- Farabi’ego, którzy intelektualnie opierali się na starożytnych Grekach. Ghazali ostro potępiał Arystotelesa, Sokratesa, oraz innych greckich filozofów i pisarzy. Tych zaś co przyjmowali ich metody i idee nazywał ludźmi przekłamywującymi prawdziwą wiarę islamską.


Inną większą pracą Ghazali’ego była książka: Ihya al-Ulum al-Din (Odnowa nauk religijnych) szeroko uważana za największą pracę muzułmańskiej duchowości, która w świecie muzułmańskim była przez całe stulecia najbardziej oprócz Koranu czytaną książką. W tej książce imam Ghazali przywołał na nowo islamskie dogmaty (pełne śmiesznych hadysów z niewyobrażalnymi wręcz przesądami i absurdami), czym pchnął społeczeństwa muzułmańskie głęboko w ciemnotę islamskiego radykalizmu. Opanował filozofię, a następnie skrytykował ją po to, by ją zislamizować. Filozofia w świecie sunnickim podupadła po czasach Al-Ghazali’ego, a przeprowadzona przez niego krytyka filozofów islamskich (luminarzy, którzy szli w ślady Arystotelesa, Platona, Sokratesa, itd.) z pewnością tylko przyśpieszyła ten upadek. Prawie wiek później Ibn Rushd (Awerroes) czynił desperackie kroki, by oprzeć się temu trendowi, krytykując Tahafut al-Ghazali’ego w swoim Tahafut al-tahafut (Niespójność niespójności) oraz w Fasl al-maqal (Traktat decydujący), ale nie był w stanie już tego trendu zatrzymać.


Dyskusja:

Podane wyżej krótkie życiorysy największych myślicieli tzw. islamskiej albo arabskiej cywilizacji jasno pokazują islamistom tę jedną gorzką prawdę, a mianowicie, że wszyscy średniowieczni myśliciele z wyjątkiem imama al-Ghazali’ego albo nie byli dobrymi muzułmanami, albo byli po prostu ateistami; choć wielu z nich nie było wystarczająco odważnych, by ujawnić stan swych wierzeń z obawy przed odwetem i prześladowaniami ze strony islamskich fanatyków. Wszyscy ci starożytni luminarze, z urodzenia muzułmanie, byli naukowcami i uczonymi tylko dzięki posiadaniu krytycznego umysłu, będąc inspirowanymi przez cywilizacje grecką, hinduską i babilońską. Ich talent kwitł i świecił, ale nie z powodu islamu. Nie było żadnego islamskiego genu; ich wielkie osiągnięcia można scharakteryzować jako uzyskane POMIMO islamu. Wszyscy ci naukowcy, lekarze byli czempionami rozumu i krytycznego myślenia; nigdy też nie przypisywali świętym pismom żadnych zasług za swój sukces czy natchnienie. Wiadomo, że talenty kwitną w otwartej atmosferze, kiedy to na pogoń za wiedzą nie nakłada się żadnych boskich ograniczeń.


Imam Ghazali był jedynym islamskim luminarzem, który był prawdziwym muzułmaninem i głęboko wierzył w teologię islamską. W wyniku tej silnej wiary w islamską teologię (bez stosowania rozumu i logiki) — imam Ghazali stał się słynnym islamskim teologiem, uczonym i filozofem, ale absolutnie nie był naukowcem. Z powodu swojej ślepej wiary w teologię islamską imam Ghazali po prostu nie mógł stać się naukowcem. Jakiż może być lepszy przykład niż ten (Ghazali’ego), że bez swobodnego i racjonalnego myśłenia nikt nie może być naukowcem. Kropka.


Niemuzułmańskie pochodzenie [części] luminarzy islamskiego złotego wieku:

Kiedy muzułmanie lub islamiści chwalą się „Złotym Wiekiem Islamu”, wskazują tylko na tych naukowców czy filozofów, którzy urodzili się muzułmanami, ale zupełnie pomijają wszystkich niemuzułmańskich myślicieli tego okresu. Oto kilka nazwisk niemuzułmańskich naukowców i filozofów: Albategnius (al-Battani, 853–929) – który przynależał do czcącej gwiazdy Sabiańskiej sekty Mezopotamii Północnej, alchemik Stefanus z Aleksandrii (d. 641 n.e), Morieus Romanus - chrześcijański mnich z Syrii, Ibn Butlan (zm. 1066) i Ibn Tilmid (zm. 1065) z Bagdadu; Gregorius Barhebreus (zm. 1286) (vel Abul Faraj), oraz Ibn Ali Isa (zm. 1290).


Według Dr. Jonathana Davida Carsona z American Thinker, “’Islamscy uczeni’, którzy przetłumaczyli naturalną filozofię starożytnej Grecji to była wyjątkowa grupa ‘muzułmanów’, gdyż wszyscy, lub prawie wszyscy spośród tłumaczy z greckiego na arabski byli albo chrześcijanami albo żydami.”

Ponadto, wszyscy starożytni myśliciele, tacy jak Platon, Arystoteles, Sokrates, Budda, Konfucjusz, Euklides, Epikur, Demokryt, Lukrecjusz, Arystarch i inni urodzili się na długo przed prorokiem Mahometem i jego islamem, i wszyscy oni mieli bezpośredni i głęboki wpływ na położenie podwalin pod współczesny świat nauki, edukacji, polityki, praw człowieka i sprawiedliwości.


Nauka a religia:

Religia była w konflikcie z nauką, jest w takim konflikcie, i pozostanie w konflikcie aż do czasu, gdy wszystkie religie znikną z tego świata. Po okresie renesansu (tj. w czasie ostatnich 3-4 stuleci) nauka wygrała, a religia przegrała w tym maratonie o dominację. To jasne i proste. Dziś, aby konkurować z nauką, każdy wyznawca religii ze szkłem powiększającym poszukuje śladów nauki w swoich pismach. Islam jest na tym polu czempionem. Niestety, nie może być żadnej nauki w pismach islamu (lub jakiejkolwiek innej religii). Przeczytałem Koran i Hadysy (po przeczytaniu książki M. Bucaille) poszukując tam nauki, ale nie byłem w stanie znaleźć ani jednego wiersza czy hadysu zawierającego współczesną naukę. Byłem naprawdę przerażony patrząc na to jak M. Bucaille ogłupił muzułmanów po to tylko by zarobić swoje miliony. Oszukawszy łatwowiernych muzułmanów wsadził przy tym do kieszeni wielką sumę pieniędzy, którą otrzymał nie tylko od króla Arabii Saudyjskiej, lecz także ze sprzedaży (głównie muzułmanom) swojej książki, pełnej oszukańczych naukowych absurdów. To nie wróży dobrze muzułmanom. Z przykrością muszę stwierdzić, że w oczach współczesnego świata przedstawia to ich jako kretynów.

Pozwólcie mi przeciwstawić sobie sekularyzm i demokrację vis-a-vis ślepej wierze, którą z ukochaniem nazywamy religią. Tylko “SEKULARYZM I DEMOKRACJA” potrafią pchnąć naukę do przodu, z pewnością nie potrafi tego RELIGIA. Europejski renesans urodził się pod panowaniem sekularyzmu i demokracji. Europa była w mrokach Średniowiecza tak długo jak długo te pojęcia były zdominowane przez rzymsko-katolickie dogmaty religijne. Wielu naukowców i myślicieli straciło swoje życie z rąk fanatycznych wyznawców religii. Nawet dzisiaj państwo wprowadzające religię do konstytucji decyduje się na życie w ciemnościach i wrzucenie wstecznego biegu w swojej lokomotywie. Na polu naukowym wszystko to jest szczerą prawdą. Dobrymi przykładami są tu Iran, Arabia Saudyjska a także inne kraje muzułmańskie. Jak długo te muzułmańskie kraje pozostaną w szponach islamu, tak długo muzułmanie nigdy nie będą mogli konkurować na polu naukowym z reszta świata. Im mniej ortodoksji religijnej, tym więcej osiągnięć w nauce. To tłumaczy względnie duży rozwój muzułmanów w IX I X wieku, który był wtedy inspirowany przez Mutazylitów (racjonalnych myślicieli odchodzących od ortodoksji) oraz zacofanie chrześcijańskiej Europy (zamknięte umysły uwięzione w ortodoksji).


Nauka i cywilizacja:

Nauka rozpoczęła się tego dnia, kiedy to starożytni ludzie jaskiniowi wyprodukowali z kamienia swoją pierwszą broń. To konieczność i ludzka ciekawość są motorem napędowym całej nauki. Nauka nigdy nikomu nie spadła z nieba. Nauka jest trwałym, rozwijającym się produktem ludzkich cywilizacji. Nie jednej, albo dwóch, ale wszystkich cywilizacji tego świata, takich jak: Starożytnych Egipcjan, Mezopotamskiej, Chińskiej, Hinduskiej, Assyryjskiej, Perskiej, Greckiej (Hellenistycznej), Rzymskiej, Islamsko-Arabskiej, itd... Wszystkie te cywilizacje wzięły udział w sztafecie rozwijającej naukę starożytnych, która jest podstawą nauki współczesnej. Starożytni Egipcjanie (3000 lat p.n.e.) badali firmament niebieski by przepowiadać pory roku, używali zaawansowanej geometrii by budować piramidy. Studiowali też anatomię człowieka, fizjologię, chirurgię i lekarstwa... Wszystkie te przed-arabskie cywilizacje na długo przed pojawieniem się cywilizacji islamsko-arabskiej były już bardzo zaawansowane w medycynie, astronomii, geometrii, matematyce i na innych polach naukowych.

Ze wszystkich starożytnych ludów największą spuściznę naukową pozostawili po sobie starożytni Grecy. Większość sukcesów naukowych osiągnięto w czasie okresu hellenistycznego, kiedy to w egipskiej Aleksandrii stworzono największą bibliotekę ówczesnego świata, w której przechowywano pół miliona tomów. Nikt nie może myśleć o starożytnej nauce bez wymieniania nazwisk Hipokratesa, Arystotelesa, Talesa, Pitagorasa, Euklidesa, Galena, itd., a oczywistym jest, że ci naukowcy nie zdobyli swojej wiedzy od islamskiego Allaha czy Boga judeo-chrześcijańskiego. Innym bardzo interesującym czynnikiem jest to, że wszystkie wspomniane cywilizacje, częściej lub rzadziej, wchodziły w kontakt ze sobą (przekrywały się jedna z drugą) właśnie na obszarze Bliskiego Wschodu. Gdyby jednak nie było starożytnego Egiptu, Mezopotamii, Greków, Rzymian, Chińczyków, Hindusów, Persów, itd., nie byłoby wiedzy, którą Arabowie mogliby przekazać na Zachód. Podobnie, gdyby nie było judaizmu, pogaństwa, chrześcijaństwa, czy zoroastrianizmu na Bliskim Wschodzie nie byłoby też islamu, ani Koranu napisanego/wyprodukowanego (skopiowanego) przez Mahometa. Nie może ujść uwadze żadnego dociekliwego umysłu, że jest mnóstwo podobieństw między historiami ze Starego Testamentu i folklorem Koranu. Nawet słowa starotestamentowego Boga i islamskiego Allaha wydają się być bardzo podobne. Przypadek? Gdzie tam…!

Pozwólcie, że zacytuję teraz z książki George’a Sarton (Historia Nauki): “Fundamenty nauki zostały dla nas zbudowane przez cywilizacje Mezopotamii, których uczeni i naukowcy byli ich kapłanami, i to im zawdzięczamy podstawy medycyny, nawigacji, astronomii i trochę matematyki. Dalszy rozwój zawdzięczamy Grekom, tak jak tego się naucza w szkołach i college’ach Zachodu. Trzeci krok w rozwoju trzeba przypisać wschodzącemu islamowi, którego władcy - kalifowie abbasydzcy - pili u źródeł starożytnej wiedzy Persów, Hindusów i Greków. Przez blisko czterysta lat islam przewodził w świecie nauki. Od Hiszpanii po Indie, cała zgromadzona uprzednio wiedza była wymieniana pomiędzy uczonymi, a to prowadziło do nowych odkryć. Uczeni chrześcijańscy z XI do XIII wieku zajmowali się głównie tłumaczniem książek z arabskiego na łacinę. Tak więc islam przygotował drogę do nadejścia renesansu, który z kolei doprowadził do czwartego wielkiego rozwoju już we współczesnym świecie zachodnim.”.

Czegóż możemy się dowiedzieć z powyższego cytatu? Widać, że słowa George’a Sartona są jak echo mojej tezy. Wiedza jest produktem trwającej sztafety (rozwoju i badań) wielu cywilizacji, jednej po drugiej. W historii ludzkości cywilizacja zawsze przybierała formę głoszoną przez różne narody w popularnych sloganach i manifestach. U jednych miała formę bardziej narodową (Egipcjanie, Persowie, Rzymianie, Chińczycy, Hindusi, itd..), u innych była łaczona z hasłami religijnymi (jak islamscy Arabowie). W rzeczywistości wszyscy stanowili siły imperialistyczne, pod różnymi nazwami i o różnych identycznościach, a ich głównym celem było podbicie nowych lądów, by zdobyć bogactwo i potęgę (poprzez łupy wojenne). Każda cywilizacja, kiedy miała chwilę spokoju i czasów pokojowych, kwitła na różnych polach (naukowych, społecznych, politycznych, itd.) . Islamsko-arabska rewolucja nie była tu wyjątkiem. Dokumentalny film PBS (2005) przygotowany przez Roberta Gardnera, pt. “Islam: Imperium Wiary,” jasno pokazał historię arabskiego imperializmu. Film ten nie pokazał żadnej duchowości, czy boskości, której w islamskiej utopii po prostu nie było. Widzom trudno będzie zapomnieć przemoc powtarzającą się ad infinitum, te nagie zagięte miecze terroru, czy liczne spiski mające na celu zabicie rywali, własnych synów, własnego przyjaciela. Oczywiście nie są to wcale oznaki pokojowej religii. Przeciwnie, widzowie będą pamiętać islam jako imperialistyczną siłę megalomaniaka wymachującego nagim mieczem, przygotowującą się do połknięcia całego świata. Współczesna wiara w ummę wśród muzułmańskich dżihadystów jest pozostałością tej samej wiary.

Faktem jest, że złoty wiek islamskiego imperium Abbasydów przydarzył się tylko dlatego, że nauki przyrodnicze i tzw. nauki islamskie (czytaj: studia religijne) były rozdzielone od siebie pomiędzy ówczesne szkoły (np. Dom Mądrości w Bagdadzie). Nie jest przypadkiem, że złoty wiek cywilizacji islamskiej stracił swój blask kiedy to, począwszy od wieku XI (od walki imama Ghazali’ego z Mutazylitami) władze religijne zaczęły się wtrącać do nauk przyrodniczych.


Komentarz sławnego świeckiego irańskiego historyka Dr. Shoja-e-din Shafa:

Shafa skrytykował takie określenia jak: “cywilizacja islamska”, “nauka islamska”, “medycyna islamska”, “astronomia islamska”, “naukowcy islamscy”, itd. Shafa twierdzi, że podczas gdy dla niemal wszystkich imperiów starożytności religia była głównym fundamentem na którym opierały one swą legalność, nie zawiera ona jednak odpowiednich elementów, by wspomagać królestwo czy dominium w gromadzeniu i rozwijaniu nauki, technologii, sztuki i kultury w sposób, który by usprawiedliwiał przypisanie takich osiągnięć istnieniu i praktykowaniu pewnej wiary na obszarze danego królestwa.

W szczególności Shafa pisze: “uważając wszystkich uczonych w islamskich imperiach za muzułmanów może być mylące, gdyż mając na uwadze surowe kary i oskarżenia oczekujące rzekomych heretyków i tzw. Zindiq (odnosi się do tych muzułmanów, których wierzenia odchyliły się tak bardzo od głównego prądu islamskiej wiary, że de facto opuścili oni islam), prawie żaden pozostający przy zdrowych zmysłach naukowiec czy intelektualista nie ośmieliłby się ujawnić swojej prawdziwej wiary i myśli religijnych. By dać przykład w tej sprawie Shafa wskazuje na dwóch spośród najbardziej wybitnych lekarzy i filozofów ery islamu, a mianowicie na Awicennę i al-Rhazi, z których pierwszy był prawdziwym muzułmaninem oskarżonym o herezję za proste ujawnienie swoich poglądów filozoficznych; a drugi śmiało i otwarcie krytykował tzw. religie objawione (tj. islam, chrześcijaństwo, judaizm, zoroastrianizm) w swoich trzech kontrowersyjnych traktatach, narażając się tym samym na wielkie niebezpieczeństwo. Mając powyższe na względzie, za czynniki przyczyniające się do wielkich osiągnięć takich ludzi powinno uważać się czynniki inne od myśli islamskiej.


Jakie były źródła arabskiej/islamskiej nauki?

Musimy oczywiście docenić arabsko-islamską cywilizację za jej rolę w uzyskaniu, zachowaniu i niejakim ulepszeniu osiągalnej wtedy a zostawionej przez inne cywilizacje wiedzy starożytnych, i za przekazanie tej wiedzy Zachodowi. Islamiści bardzo często mówią o długu, jaki współczesna nauka ma względem cywilizacji islamskiej, ale nigdy nic nie powiedzą o naukowym długu Arabów względem tych cywilizacji starożytności. Ciekawe dlaczego są oni tak niechętni by doceniać tych, którzy na to zasługują? Czy którykolwiek islamista może powiedzieć nam jakie było źródło islamskiej wiedzy? Czy pochodziła ona z Koranu lub z Hadysów, czy też może przyszła z nieba za sprawą uskrzydlonych archaniołów? Z pewnością nie!

Cywilizacja arabska nie widziała światła nauki aż do połowy VIII wieku. W czasach Mahometa i okresu kalifatu Rashedin (prawowiernych kalifów) nie rozwijano prawie że nie żadnej nauki. Cywilizacja arabska zaczęła dostrzegać światło nauki dopiero w okresie królowania liberalnych muzułmańskich władców z dynastii abbasydzkiej. Nie ma tu miejsca na to, by w tak krótkim tekście szczegółowo opisywać historię, ale rozsądnym jest zauważyć, że w okresie królowania Abbasydów w Bagdadzie Arabowie zdobyli wiedzę starożytnych po prostu poprzez swoje podboje.

Byli inteligentni i wystarczająco otwarci by zrozumieć, że wykorzystując naukę królestwo może wiele zarobić. Po uzyskaniu dostępu do greckich (hellenistycznych) bibliotek mieli więc poważne powody, by zacząć tłumaczyć na arabski wszystkie osiągalne po łacinie i grecku książki naukowe .

Istotnym punktem tej historii jest pokazanie, że „złoty wiek” do którego odwołują się islamiści i fundamentaliści nastąpił tylko dlatego, że Bagdad był wtedy szeroko otwarty na wpływy zagraniczne, tak jak Stany Zjednoczone w okresie swego powstawania, kiedy to importowały one idee oświecenia z Europy wykorzystując je lepiej niż Stary Kontynent. Z analogią można pójść dalej. Wielu spośród uczonych tłumaczących greckie, hinduskie i chińskie manuskrypty, którzy w złotym wieku przybywali do Bagdadu, było chrześcijanami, żydami i poganami. I choć Zachód taki jaki znamy teraz jeszcze w IX i X wieku nie istniał, to można powiedzieć, że świat arabski był, przez jakiś czas, częścią intelektualnego kręgu który później stał się Zachodem. Wielu greckich klasyków dotarło do Europy poprzez muzułmańskie Toledo w Hiszpanii, gdzie były one tłumaczone z arabskiego na łacinę.

Ci ludzie nie byli jednak kapłanami jakiejś religii czy też mułłami, byli oni intelektualistami tej specyficznej cywilizacji. Cywilizacja islamska w samej rzeczy działała jako przekaźnik pomiędzy nauką starożytnych i zachodnim odbiorcą, który w istocie lepiej wykorzystał starożytny produkt. Gdyby w tym okresie zamiast cywilizacji arabskiej dominowały inne cywilizacje takie jak mongolska, lub chińska, mógłby nastąpić ten sam efekt przekazania wiedzy na Zachód. Nie wolno nam zapominać, że ten wielki przełom w nauce, który świat przypisuje cywilizacji arabskiej, to cyfry arabskie, proch strzelniczy, wiedza medyczna itp. I należy podkreślić, że Arabowie swoje “hindusko-arabskie” cyfry przejęli od hinduskich matematyków, proch strzelniczy i technologię wytwarzania papieru od Chińczyków, a wiedzę medyczną od Hindusów, Egipcjan, Persów, Mezopotamian i Chińczyków.


Krótka historia zdobywania wiedzy przez Arabów:

Papier: To wynalazek chiński z pierwszego stulecia n.e., dotarł na Bliski Wschód w rezultacie Bitwy pod Talas (koło Taszkentu) w r. 751, kiedy to Arabowie pojmali kilku chińskich producentów papieru. Ale to Arabowie rozwinęli produkcję papieru na wyższy poziom.

Szpital: to był pomysł perski z VI wieku, miał wtedy nazwę “bimaristan.” Ale w Bagdadzie instytucja ta stała się znacznie bardziej wyrafinowana, ze specjalnymi oddziałami dla chorób wewnętrznych, zakaźnych oraz pacjentów psychiatrycznych. Wprowadzono też szpitale polowe towarzyszące armiom arabskim.

Matematyka: W późnym wieku VIII, hinduski kupiec przywiózł do Bagdadu dwa wielkie dzieła matematyczne. Jednym z nich było Brahmasphuta Siddhanta, znane Arabom pod nazwą Sindhind, dzieło Brahmagupty, wielkiego hinduskiego matematyka z VII wieku. Zawierało one pierwotne idee al-jabr, jak nazwali to po swojemu Arabowie. To to dzieło zostało w IX wieku tak znacząco rozwinięte przez Muhammada ibn-Musa al-Khwarizmi’ego. Khwarizmi stał się sławny jako “ojciec algebry” a od jego nazwiska pochodzi słowo [„algorism”, a potem] „algorytm”.

Tenże sam kupiec hinduski przywiózł z sobą manuskrypt, w którym po raz pierwszy poza Indiami wprowadzone zostało dziewięć cyfr hinduskich, których to cyfr używamy po dziś dzień I które nazywamy cyframi arabskimi. (Wczesniej liczby zapisywano słowami lub przy pomocy liter alfabetu.) Dokument ten zawierał też pierwszą wzmiankę o cyfrze “0”, którą Arabowie nazywali zephirum, od którego to słowa pochodzą nasze słowa „zero” i „cyfra”. Ale to znowu mieszkańcy Bagdadu rozwinęli te importowane nowinki, tworząc „arabską hegemonię”, jak to określił jeden z historyków matematyki. Poza Khwarizmi, w grupie tej byli Ibn Turk, al-Karkhi, al-Biruni, al-Haytham (zwany na Zachodzie Alhazen), Nasir Eddin oraz Omar Khayyam (sławny ze swoich “Rubaiyat”).

I wreszcie sam Arystoteles, jako poganin, stanowił dla muzułmanów problem – tak samo jak dla chrześcijan parę stuleci później. A jednak potęga jego idei triumfowała, i cała grupa “falasafahs” była pod wpływem Arystotelesa – a wśród nich Ibn Sina (Awicenna) i Ibn Khaldun. Nadto al-Farabi komentował Platona, al-Rhazi (Rhazes) opierał się na Galenie i Hipokratesie, a Ibn Qurrah rozwijał Euklidesa i Archimedesa.

Oczywiście, urodzeni w muzułmańskich rodzinach naukowcy usprawnili lub poprawili wiedzę starożytnych. W czasach współczesnych takie podejście stosują Japończycy. Innym interesującym faktem jest ten, że większość z tych sławnych muzułmańskich naukowców nie było arabskiego pochodzenia. A konkretnie: Al-Khwarizmi (Uzbekistan); Al-Razi (Teheran); Al-Ghazzali (Khorman, Iran); Al-Tabari (Tabristan); Al-Farabi (Turkistan); Al-Biruni (Khwarizm, Uzbekistan); Ibn Sina (Bukhara, Azja Centralna); Ibn Rushd (Kordowa, Hiszpania) i tak dalej. Wszyscy ci naukowcy i filozofowie byli synami muzułmanów. Nikt z nich nie był mułłą czy mistrzem religijnym, i żaden z nich nigdy nie twierdził, że udało mu się rozwinąć teorię naukową poprzez czytanie Koranu czy studia Hadysów. Czemuż więc ci wszyscy islamiści pakują religię do nauki? Czy jest jakiś ukryty powód?

Religia jakiekolwiek typu (Chrześcijaństwo, judaizm, islam, hinduizm itp. ) nigdy nie może twierdzić, że nauka jest jej własnością. Podobnie, religia nigdy nie powinna uważać, że przyczyniła się do postępu naukowego. Galileusz był wielkim naukowcem dzięki swojej wiedzy, nie zaś dlatego, że był synem chrześcijanina. Tak samo, Ibn Sina był naukowcem dzięki swoim indywidualnym zdolnościom, a nie dlatego, że był synem muzułmanina. Einstein był wielkim naukowcem z powodu swego intelektu i bystrości umysłu, nie z powodu znajomości Tory. Dzisiaj prawie 95% najwybitniejszych naukowców to synowie chrześcijan. Czy z tego powodu mamy uważać, że religia chrześcijańska lub Biblia są magazynem całej nauki? Czy historia świata popiera taki punkt widzenia? Czy też może powinniśmy powiedzieć, że starożytni hinduscy niewierni otrzymali matematykę (liczby) od Rada Krishna?

Islamiści często twierdzą, że Koran jest pełen nawoływań do badania przyrody i szukania śladów Boga w zjawiskach przyrodniczych. Ja nie znalazłem jednak ani jednego wersetu w Koranie, który by namawiał ludzi do naukowych badań przyrody, raczej Allah próbował pokazać tę przyrodę (Niebo, Ziemia, Słońce, Księżyc, Gwiazdy, itd) jako dowód, że Allah jest istotnie niesłychanie potężny skoro potrafi stworzyć wszystkie te z natury niemożliwe rzeczy. A teraz, czy musimy uznać, że przed nadejściem Koranu rodzaj ludzki nigdy nie widział nieba, ziemi, słońca, księżyca i gwiazd? Nawet ludzie jaskiniowi mogli zobaczyć - swoimi własnymi nieuzbrojonymi oczami - to co w Koranie jest powiedziane o przyrodzie. Tak, Koran wielokrotnie mówi o nieboskłonie, ziemi, słońcu, księżycu, gwiazdach itd., po to tylko by wskazać na siłę, grozę i moc Allaha. Wielokrotnie też mówi ludziom, by myśleli o cudzie umieszczenia nieba jak sklepienia (co jest śmieszne), o używaniu gwiazd do strzelania do Szatana, o stawianiu gór by uczynić ziemie nieruchomą, o stwarzaniu grzmotów w celu strzelania nimi do grzeszników, o wywoływaniu trzęsień ziemi po to by karać niewiernych, o codziennym ruchu obrotowym słońca po to by zrobić dzień i noc, o uczynieniu ziemi szeroką i płaską, itd... i o całej masie innych rzeczy by zamotać w głowie czytelnika. Mają te twierdzenia Allaha być uznane za teorię naukową? Po co? Mamy wrócić do podstaw islamu i przywrócić życiu prawdziwe islamskie dogmaty (gdyż zgodnie z niektórymi apologetami islamu tylko islam może skłaniać do nauki) tak jak afgańscy talibowie? Czy powinniśmy zabronić wszystkich systemów edukacyjnych opartych na wzorcach zachodu? Czy powinniśmy zakazać wszelkiego sekularyzmu i powołać “Madrasy Kaoumi” lub “Madrasy Alia” po to by przywrócić tzw. „islamską naukę”? Zwariowaliście? Dajcie spokój!


Konkluzje:

Podsumowując, mogę jednoznacznie stwierdzić ten oczywisty fakt, że tak zwany „Złoty Wiek Islamu” nie był owocem wiedzy pochodzącej z islamskich świętych pism, ani że nie był w jakikolwiek sposób spowodowany wynikłą z islamu pobożnością. Był on natomiast spowodowany dość krótko w historii istniejącym zezwoleniem na wolną myśl i racjonalizm, mającym u swego źródła sławnych Mutazylitów, a umożliwionym przez liberalne Królestwo Abbasydów.

Jaka była ideologia Mutazylitów, która w istocie otworzyła drzwi racjonalnym myślicielom? Definicją fliozofii Mutazylitów była wolna wola, racjonalizm i myśl naukowa, wszystkie głęboko zakorzenione w greckiej filozofii okresu helleńskiego. Ideologia Mutazylitów była mocno popierana w czasie Kalifatu Abbasydzkiego (wieki VII-XIII), ale potem islamska reinkarnacja zbiorów Hadysów autorstwa Muslim al –Hajjaj, al-Bukhari, Abu Daud, al-Timidi i pojawienie się islamskich fanatyków pod przywództwem imama al-Ghazali’ego wbiły ostatni gwóźdź do trumny pokonanych Mutazylitów – doprowadzając do końca oświecenia w wieku XIII i następującym po tym wzroście islamskiej pobożności (powrocie do ciemnoty zamkniętych umysłów i do przesądów) w świecie islamskim, które zakończyły na dobre tzw. Złoty Wiek Islamu.


Dyskusja:
Cytat:

Opowiadanie że to nie Arabscy uczeni tylko Perscy, Wizygoccy, Hetytcy itp. przypomina jako żywo przypisywanie przez nazistów Jezusowi nordyckiego pochodzenia.

No Antyoszołomie używasz zamiennie haseł arabscy i muzułmańscy, tymczasem Arabowie to także chrześcijanie (70% Arabów w USA to chrześcijanie).
Dalej skoro islam jako religia był przyczyną rozwoju nauki, to dlaczego wiekszość tych uczonych żyjących w państwach islamskich miała definitywnie gdzieś islam, popatrzmy

"O religii: Al-Razi napisał trzy książki dotyczące religii: (1) Oszukańcze sztuczki Proroka, (2) Oszustwa tych co głoszą, że są prorokami, oraz (3) O fałszywości religii objawionych. Przedstawił bardzo ostrą krytykę religii, w szczególności tych religii, które twierdzą, że powstały w wyniku proroczych objawień."
"Awicenna twierdził, że nie istnieje nieśmiertelność dusz, że Bóg nie jest zainteresowany pojedynczymi ludźmi, oraz, że świat został stworzony w czasie. Uważał, że filozofia stoi wyżej niż teologia. W swoich komentarzach dotyczących teologii, mówił o Bogu, stworzeniu, aniołach itp., a wiele z jego poglądów w tych kwestiach było w oczywistej sprzeczności z koncepcjami głoszonymi przez islamską teologię. Odrzucał podstawową islamską doktrynę o zmartwychwstaniu pod postacią normalnego ciała. Odrzucał też w całości religie, w tym islam, jako kłamstwa. Jednakże, ponieważ Ibn Sina za swą ojczyznę uważał Chorezm, nie da się tu wykluczyć, że na jego filozofię mogły wpływać buddyzm, zorostrianizm i hinduizm. Z powodu swoich poglądów Awicenna stał się głównym celem ataków islamskiego filozofa al-Ghazali’ego i został nawet nazwany “apostatą.”"
to tylko niektóre przykłady które znajdziesz na:http://www.europa21.pl/News-article-sid-11198.html
Cytat:

Nauka w świecie arabskim została stłumiona nie przez religię, ale przez wojny. Wewnętrzne i zewnętrzne. Szczególnie niszczycielskie były najazdy mongolskie.

co za dogłębna naukowa analiza przyczyn upadku nauki w krajach islamu. Niestety ale twoja niewiedza aż razi. Mianowicie knebel na nauki zapoczątkował al-Ghazali. Zauważ że dzisiejsze filary islamu to:Koran, życie proroka, powszechna zgoda oraz wnioskowanie przez analogie. skupmy się na powszechnej zgodzie mianowicie tutaj wiążącą opinią jest opinia społeczności islamskiej, a nie prawa naukowe, czy opinie uczonych tak jak to znaczenie w Prawodawstwie Europejskim. Ten trzeci filar Antyoszołomie to jest właśnie powód upadku państw islamskich, mianowicie to opinia pospólstwa miały większą wagę na różne polityki niż opinie uczonych, natomiast w Europie i dziś kulturze zachodu to opinia uczonych zyskał głos decydujący w ramach formowania różnych polityk, wyrazem czego jest wzmacniająca się pozycja Komisji Europejskiej (jako rządu ekspertów) kosztem np. Rady Europy w miarę zwiększania się budżetu Unii. Takie czynniki czyli procesy spowodowały upadek kultury islamu a nie najazdy mongołów, czy wojny zewnętrzne.
[quote]
Charakterystyczne, że najeźdźcy przejęli religię i w sporej części kulturę podbitego kraju
Tutaj masz proces odwrotny to Koczownicy Arabowie narzucają islam a przejmują dokonania naukowe innych kultur i pozwalają tym narodom (zwłaszcza Persom ) rozwijać dalej naukę. Zauważ że jedynym arabski wielki uczony to Al-Kindi. Ponadto ci uczeni cenili bardziej dokonania greckich filozofów niż nauki Mahometa, tak samo Augustyn z Hippony cenił bardzie greckich filozofów niż ewangelie. Wniosek nauka rozwijała się pomimo islamu, potem zaś gdy islam zajął się na poważnie nauką i jej treściami to ona w kulturze islamu upadła. W średniowiecznej Europie był, proces odwrotny czyli to silna władza religijna kościoła blokowała część teorii i dorobku naukowych ale wraz z upadkiem władzy papieskiej to nauka zwyciężyła zaś religia oddała jej pole.
Ponadto Persowie w zasadzie stworzyli szyityzm który jest bardziej wyrafinowany od sunnizmu. Persowie byli co prawda zmuszeni do przejęcia islamu ale sami stworzyli własny odłam i część arabów do niego przekonała. W historii zresztą to zreformowana na wzró Europejski przez Anglika Roberta Shirley na żądanie wybitnego władcy Abbasa Wielkiego pobiła wielokrotnie Imperium Osmańskie, zatem to świadczy jak potężna była kultura Europejska kiedy zapoczątkowała proces oddzielania władzy państwowej od religijnej. W islamie ten proces samoistnie nie został zapoczątkowany w świadomości społecznej.