
A wracając do meritum, dziwacznie też brzmi żądanie względem Polaków aby przyjęli "unijny" system wartości. Z tego co wiem nie jest on wymagany przez umowę akcesyjną; co więcej ponoć neutralność światopoglądowa to dewiza dupokratycznego państwa.
A teraz o "wartościach rodzinnych", które to są przyczyną wszelkiej patologii w życiu społecznym i politycznym. Naszej uczonej, I Moherowej Feministce RP, chyba się coś pomerdało. Uważa bowiem, że nie da się pogodzić miru rodzinnego z jakością życia publicznego: "Wychowanie prorodzinne uczy szacunku wobec wartości, które bywają korupcjogenne w sferze publicznej. Rodzina jest „wsobna”, jej członków chroni się (jak dziecko ukradnie, to się go nie wyda), dba się o szczęście, a nie o społeczne zaangażowanie, w rodzinie ważna jest miłość, a nie rzetelność czy obowiązkowość, dobroć, a nie uczciwość, rodzinę się wspiera, pomaga jej członkom. To robi na przykład premier Pawlak."
Rodzina to wypaczenie! Marksizm-leninizm pełną gębą! Osobiście mogę rzec tyle, iż było mi dane naoglądać się różnej maści rodzin, gdzie najważniejsze było "zaangażowanie obywatelskie", ważne to co ludzie powiedzą, obowiązkowość, rzetelność. Jakoś o dzieciach i ich potrzebach zapominało się a miejsca na odrębność poglądów też nie było. Wynik: problemy wychowawcze, czasem nawet psychiczne, zerwane więzi, zmarnowany ludzki potencjał a i nawet geniusz. Psychologicznie rzecz biorąc, nie wiem skąd u tej femimarksistki taka nienawiść do instytucji rodziny. Może ojciec ją szmatą tłuk po grzbiecie? Może w szmatę łom był zawinięty? Deus scit! Jakkolwiek było, jej osobiste problemy tudzież przykre jednostkowe obserwacje z życia społecznego, które dane jej było poczynić, nie legitymizują aby kałem bryzgać w oczy tym, dla których rodzina jest świętością.
2 komentarze:
Czy nie wypadało by, dyskusję toczyć argumentami, a nie wyzwiskami?
Nie ze Środą...
Prześlij komentarz