Ostatnimi czasy kult przaśno-plastikowych polskich celebrytów zaczyna przybierać meczące rozmiary. Do tego dochodzi nachalna (auto)promocja różnej maści "offowych" grafomanów pokroju Masłowskiej. Im to polecam fragment epigramatu Marcjalisa (I w.n.e) o pewnym natrętnym wierszoklecie:
Że mię prosisz na obiad, zawdzięczam przyczynie
że mi wiersze chcesz czytać, miły Ligurynie,
Ledwie ściągnę sandały, ręka po coś sięga,
a tu między sałatą a sosem - jest księga.
Drugą - jeszcze przed pierwszym przeczytasz mi daniem,
- trzecią już trzeba okupić słuchaniem,
Potem czwarta, i piąta - "bawię" się cudownie:
Dzik podany na stole obmierznie gruntownie.
Przekupce na makrele sprzedaj swe tyrady!
a nie - to będziesz musiał sam zjadać obiady.
że mi wiersze chcesz czytać, miły Ligurynie,
Ledwie ściągnę sandały, ręka po coś sięga,
a tu między sałatą a sosem - jest księga.
Drugą - jeszcze przed pierwszym przeczytasz mi daniem,
- trzecią już trzeba okupić słuchaniem,
Potem czwarta, i piąta - "bawię" się cudownie:
Dzik podany na stole obmierznie gruntownie.
Przekupce na makrele sprzedaj swe tyrady!
a nie - to będziesz musiał sam zjadać obiady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz