Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego, choć nie na tyle by Żyć ni choćby żyć.
Pozwala mi leżeć w błocie, mojej i innych bezradności, gniewu i podłości.
Utrudza mnie na niespokojne wiodąc wody.
Ogłusza moją duszę. Pozawala mi iść po niewłaściwych ścieżkach, przez wzgląd na imię moje: jestem, który Być nie może.
I gdy chodzę ciemną doliną, zło i cierpienie trwogą mnie przepełnia i w przepaść ciągnie, bo Ty już nie jesteś ze mną.
Twój Kij i Twoja Laska spróchniały i rozpadły się a robactwo z próchna tego wylazło - żadnej pociechy nie znajduję.
Stół dla mnie zastawiony przeciwnikom oddałeś, by pogarda ich kałem w źrenice moje bryzgała;
Proch na moje czoło sypiesz, w który się rychło obrócę;
mój kielich jest przeobfity... w suchy piasek pustynny.
Widzę, że obojętność twa i niełaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni mego życia;
i zamieszkam gdzie rozpacz i zgrzytanie zębów po wszystkie czasy.
I nie odziedziczę Królestwa co zgotowane od założenia świata,
Dla stu czterdziestu czterech tysięcy „cnotliwych” Ono, co niby to dziewki nie tknęli!
Oni ! co targu dobili – Ziemię i Człowieczeństwo za Niebo oddali;
Wszak każdy świętym bądź szaleńcem zostać potrafi na bezludnych turniach!
A więc nie stanę wraz z Tobą na szczycie Syjonu, pośród chorału wykupionych,
gdyż nie mam prawa pierwszy podnieść kamienia i cisnąć go w „Nierządnicę”.
Nie jestem tym, który Jest! Co najwyżej z pośród drugich owiec, w oczach Twoich, które będziesz paść żelazną rózgą.
Na poczet Twojej chwały zwątpienie ludzkości i Anioła – co niegdyś niósł Światło!
A choć żalu, złości, gniewu zuchwałego, słów bezbożnych pełne me usta, wciąż czekam Twej Łaski!
Daj mi mądrość, bym los swój i innych hiobowy pojął, tudzież siebie samego zrozumiał;
Oświecenia Twego brak mi, co siłą jest bym znów Żyć mógł, a wtedy i góry przenosił, i owoce daru wiedzy dla braci niósł – dobrodziejstwem dla mnie, i ludzkości całej, to będzie.
I wybacz mi mą pychę i to, że szukam swego! Amen.
Pozwala mi leżeć w błocie, mojej i innych bezradności, gniewu i podłości.
Utrudza mnie na niespokojne wiodąc wody.
Ogłusza moją duszę. Pozawala mi iść po niewłaściwych ścieżkach, przez wzgląd na imię moje: jestem, który Być nie może.
I gdy chodzę ciemną doliną, zło i cierpienie trwogą mnie przepełnia i w przepaść ciągnie, bo Ty już nie jesteś ze mną.
Twój Kij i Twoja Laska spróchniały i rozpadły się a robactwo z próchna tego wylazło - żadnej pociechy nie znajduję.
Stół dla mnie zastawiony przeciwnikom oddałeś, by pogarda ich kałem w źrenice moje bryzgała;
Proch na moje czoło sypiesz, w który się rychło obrócę;
mój kielich jest przeobfity... w suchy piasek pustynny.
Widzę, że obojętność twa i niełaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni mego życia;
i zamieszkam gdzie rozpacz i zgrzytanie zębów po wszystkie czasy.
I nie odziedziczę Królestwa co zgotowane od założenia świata,
Dla stu czterdziestu czterech tysięcy „cnotliwych” Ono, co niby to dziewki nie tknęli!
Oni ! co targu dobili – Ziemię i Człowieczeństwo za Niebo oddali;
Wszak każdy świętym bądź szaleńcem zostać potrafi na bezludnych turniach!
A więc nie stanę wraz z Tobą na szczycie Syjonu, pośród chorału wykupionych,
gdyż nie mam prawa pierwszy podnieść kamienia i cisnąć go w „Nierządnicę”.
Nie jestem tym, który Jest! Co najwyżej z pośród drugich owiec, w oczach Twoich, które będziesz paść żelazną rózgą.
Na poczet Twojej chwały zwątpienie ludzkości i Anioła – co niegdyś niósł Światło!
A choć żalu, złości, gniewu zuchwałego, słów bezbożnych pełne me usta, wciąż czekam Twej Łaski!
Daj mi mądrość, bym los swój i innych hiobowy pojął, tudzież siebie samego zrozumiał;
Oświecenia Twego brak mi, co siłą jest bym znów Żyć mógł, a wtedy i góry przenosił, i owoce daru wiedzy dla braci niósł – dobrodziejstwem dla mnie, i ludzkości całej, to będzie.
I wybacz mi mą pychę i to, że szukam swego! Amen.